Film | Książka | Muzyka

Altered Carbon (Modyfikowany Węgiel) – Richard Morgan – recenzja

Altered Carbon, czy też po naszemu Modyfikowany Węgiel, posłużył za inspirację dla netflixowego serialu pod tym samym tytułem. Serial z wizji nakreślonej przez Morgana czerpie tylko kilka głównych motywów, pozostawiając sobie pewną dozę dowolności w opowiadaniu historii i nakreślaniu bohaterów. Początkowe wrażenie, jakie zrobił na mnie serial było na tyle dobre, że postanowiłem zapoznać się z książkowym oryginałem.

Na cykl składają się w sumie trzy książki. Każda z nich opowiada oddzielną, samodzielną historię, utrzymaną w innej konwencji. Każdą przez to można czytać bez znajomości pozostałych. Co najlepsze, równie dobrze można przeczytać tylko pierwszą i totalnie olać pozostałe – co bardzo polecam, bo są to takie miałkie popierdółki dla millennialsów, stanowiące co najwyżej zestaw dobrze znanych motywów i kalk.

Największą zaletą książek jest sposób prowadzenia akcji oraz postać głównego bohatera, który jednocześnie jest narratorem. To dzięki niemu poznajemy świat i historię oraz jesteśmy świadkami wydarzeń, których on sam doświadczył. Przez co (co jest logiczne) nie znamy wydarzeń, które rozegrały się gdzieś obok, chyba że ktoś mu o nich opowiedział.

Wszystkie trzy książki łączy postać głównego bohatera – Takashiego Kovacsa, który jest cynicznym sukinsynem, pozbawionym empatii. Do wszystkiego podchodzi ozięble, racjonalnie i z wyrachowaniem. Taki typowy antybohater, którym wielu z nas chciałoby być w głębi duszy. Do tego były emisariusz, a obecnie najemnik, który nie boi się żadnego wyzwania. No dobra, wszystko pięknie, fajnie, ale kim do cholery jest Emisariusz?

Emisariuszami zwani byli żołnierze elitarnego korpusu sił specjalnych Protektoratu Narodów Zjednoczonych. Bardzo dobrze wyszkolone, genetycznie modyfikowane maszyny do zabijania.

Opisana w książkach technologia opiera się o stosy korowe. Czarne skrzynki montowane między kręgami szyjnymi pozwalające na zapis osobowości – coś w rodzaju cyfrowego backupu wspomnień i osobowości nosiciela. Technologia, która pozwoliła na zmienianie powłok jak rękawiczek. Jak już przy stosach jesteśmy, to warto przy ich okazji nadmienić o jeszcze jednym pojęciu – transfer strunowy. Najprościej – przesłanie osobowości na odległość do innego stosu korowego znajdującego się w innej powłoce. Nic nie stało na przeszkodzie, by taki transfer odbywał się również między planetami.

Brzmi intrygująco, prawda? Szkoda tylko, że wszystko, o czym pisałem wyżej, to tylko tło, które nie jest w stanie uciągnąć ciężaru całej opowieści. Najbardziej zaczyna wychodzić to na wierzch pod koniec historii – w trzecim tomie, w którym wszystko coraz bardziej zaczyna się rozmywać. Zacznijmy jednak od początku.

Modyfikowany Węgiel

Pierwszy tom. Zarazem najlepszy i najciekawszy. Z bardzo ciekawie zarysowaną intrygą oraz dobrym tempem narracji. Historia ta, to właściwie kryminał rozgrywający się w świecie Sci-Fi. Takesi Kovacs dostaje zadanie odkrycia, kto stoi za śmiercią jednego z długowiecznych bogaczy – Matów. Przetransportowany strunowo w nowym ciele do San Francisco na Starej Ziemi, zostaje wrzucony w sam środek bezwzględnego spisku nawet jak na standardy społeczeństwa, które zapomniało co to wartość ludzkiego życia. Szybko uświadamia sobie, że jego ostatnia śmierć na Świecie Harlana, to dopiero początek problemów.

Modyfikowany Węgiel kupiłem z ciekawości. Łyknąłem dość szybko i nawet mi się podobało, chociaż większość motywów to kalki. Książka napisana bardzo sprawnie, bez dłużyzn, stojąca wartką akcją i ciekawie zawiązaną intrygą. Co najważniejsze – nie nudzi. Akcja momentami  straszliwie leci do przodu, ale przy tym nie pozwala się czytelnikowi zgubić. Najlepszy i najciekawszy moim zdaniem tom.

W mojej ocenie 6/10

Upadłe Anioły

Poszukiwania pradawnej technologii obcych czas zacząć – brzmi oklepanie, prawda? Nie pamiętam ile razy przy tej książce zasnąłem. Po pięciu przestałem liczyć. Takie tam czytadło, które nieco rozpędza się pod sam koniec. Powieść przygodowa, według tego co tam ludzie na internetach piszą. Tym razem Takesi Kovacs dołącza do tajnej ekspedycji, mającej zabezpieczyć znalezisko archeologiczne. Jednakże wpada w wir zdrady i oszustw, przy których wojenny front wydaje się miłym wspomnieniem. Poszukiwany obiekt jest bezcenny i niesie ze sobą niezliczone zagrożenia. Stanowi znalezisko dużego kalibru, dla którego korporacje nie będą wahały się zabijać.

Upadłe Anioły miały zedrzeć powłokę z XXVI wieku i obnażyć nagą przemoc, głupotę i czystą chciwość, pokazując, że człowiek okaże się kompletnie nieprzygotowany na odkryte dziedzictwo. Prawda okazała się troszkę inna. To ja nie byłem kompletnie przygotowany na jedno z najbardziej przewidywalnych Sci-Fi ala żołnierzyki w kosmosie, z postaciami wyciętymi jak z szablonu. Oraz wszechobecną nudę. Przy Upadłych Aniołach rozbudziłem się dopiero przy samej końcówce, która skojarzyła mi się z Prometeuszem – tam zdaje się był podobny motyw z zaginionym statkiem starożytnej cywilizacji i jego mniej lub bardziej szczęśliwą eksploracją. Takie tam czytadło. Można, aczkolwiek szkoda czasu na czytanie słabych książek.

Takie mocne 4/10

Zbudzone Furie

Takesi Kovacs wrócił do domu – na Świat Harlana. Wiedziony pragnieniem zemsty za utraconą miłość, trafia w wir intryg politycznych i technologicznych tajemnic, które niosą duchy brutalnej przeszłości.

Krążą pogłoski, że Quell Falconer powstała z martwych, a na zlecenie Pierwszych Rodzin poluje na nią bezlitosny młody Emisariusz Kovacs, który spędził w przechowalni dwieście lat i nie zamierza dzielić się życiem z wypalonym, podstarzałym samym sobą. Wśród narastającego chaosu tylko jedno jest jasne – ten kto nazywa się Takesi Kovacs, będzie musiał zginąć. Na dobre. No i wyśmienicie. W końcu. Szkoda tylko, że dopiero w trzecim tomie.

Ostatnia część mnie znudziła i zniechęciła do tego stopnia, że gdzieś mniej więcej w połowie odpuściłem. Chwilę po tym, gdy zrozumiałem, że ta historia mnie guzik obchodzi, a los bohaterów jest mi totalnie obojętny. Chciałem być twardy, ale uznałem, że to totalnie bez sensu. Jeśli próbuje się cisnąć coś na siłę, a przyjemności z czytania z tego żadnej, to po co?

PS. Nie dajcie sobie wmówić, że to ambitne i wybitne Sci-Fi.

Kr4wi3c

Niepoprawny marzyciel, słuchający na codzień dziwnie nie wpadającej w ucho muzyki z gatunku tych ostrzejszych, grający z reguły we wszelkiego rodzaju FPS'y podszyte lekko warstwą cRPG ale nie pogardzający też cRPG pełną gębą oraz raz na jakiś czas jakąś przygodówką z rodzaju tych starszych.

Related Articles

2 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button