Film | Książka | Muzyka

Strażnicy Galaktyki – recenzja

Wreszcie doczekaliśmy się kawałka solidnego amerykańskiego kina o superbohaterach (jeszcze niedawno byłam zdania, że „solidne kino” i „kino amerykańskie o superbohaterach” to rzeczy wzajemnie wykluczające się).

Gdy pierwszy raz usłyszałam o filmie, byłam nastawiona mocno sceptycznie. „Strażnicy galaktyki” – znając Hollywood, pewnie będzie garstka bohaterów z pompatyzmem broniąca galaktyki przed Czymś Złym. Wystarczy przypomnieć sobie Avengersów, Thorów, Kapitanów Ameryki… Tak myślałam. Potem przyszedł czas na trailer z szopem i drzewem. I tu pojawiła się nowa myśl: to jest… inne. Nie wyglądało tak źle. Wręcz zachęcało do głębszego zainteresowania się tematem.

Na to zainteresowanie przełożył się filmik w skrócie przedstawiający sylwetkę reżysera – kim jest, co do tej pory stworzył, etc. Najważniejszą dla mnie informacją był fakt, że facet nie gustuje w tonach efektów specjalnych i blue-boxach, przedkładając nad to zwykłą charakteryzację i budowanie scenografii w studiu. I jak wyszło?

Zacznijmy może od ekipy. Mamy głównego bohatera bez żadnych supermocy, za to z walkmanem. Mamy zieloną kosmitkę. Mamy cwanego szopa z wielką giwerą i jego kumpla – chodzące drzewo, któremu głosu użyczył Vin Diesel (wszystkie panie liczące na słuchowy orgazm od razu uprzedzam – nie spodziewajcie się za wiele…). Na doczepkę jeszcze Pan Rozwałka, o lekko spowolnionych procesach myślowych. Po drugiej stronie z kolei wymalowany w lekko blackmetalowym stylu Główny Zły pragnący zniszczyć świat (no bo niby co innego miałby robić?), oraz parę innych postaci, które jednak nie zapadają w pamięć na dłużej. Nie ma co ukrywać – gwiazdą sezonu jest Szop. Sprytny, wygadany, puszysty… Drzewoludź też ma kilka swoich momentów. Główny bohater bardzo dobrze się sprawdził – miło jest widzieć na ekranie kogoś nowego.

Scenografie? Bez zastrzeżeń. Nie ma tu może zapierających dech w piersi, epickich widoczków… Ale też nie jest to do tego film. Tu chodzi o coś innego. Statki, miasta i inne lokacje wyglądają naprawdę fajnie. Solidnie. To samo tyczy się postaci i charakteryzacji – nic nie jest przekombinowane czy zbyt efekciarskie.

Parę słów o fabule. Mamy kilku indywidualistów, którzy przez przypadek zostają wplątani w galaktyczny spór. Może nawet nie tyle spór, co są w posiadaniu przedmiotu wielkiej wagi, który to przedmiot pragnie zdobyć Zły by zniszczyć świat. Ot, nic specjalnego ani odkrywczego. Nie fabuła jednak jest tu najważniejsza.

Ogólna realizacja filmu – pierwsza klasa! Poważnie. Od początku do końca jest akcja, zabawa, humor, a nie ma dłużyzn, pompatycznych przemów, aktorek grających biustem i innych tego typu elementów. Całość jest zrealizowana naprawdę z pomysłem, w zasadzie nie ma się do czego przyczepić. Całości dopełnia soundtrack, składający się ze starych, dobrze wszystkim znanych kawałków.

James Gunn zrobił dobry film. Ogląda się z przyjemnością, dostarcza rozrywki i zostawia widzów w dobrym humorze. Od nas dostaje najwyższą notę – za lekko oldschoolowy klimat i odejście od komputerowego efekciarstwa, którego ostatnimi czasy w kinie jest aż za dużo. Także za dystans do tematu i zabawę konwencją. Wyszło lepiej niż się spodziewałam. Szczerze polecam.

5_rewelacja

Alexandretta

Kobieta gracz. Po godzinach pracy, z zapałem i piekielnymi ognikami w oczach biega po lochach i tłucze bogu ducha winne zombie czy inne szkielety. Miłośniczka wszelkiej maści cRPG. Notoryczne problemy z wyborem klasy i rasy, bo wszystko fajne... W chwilach zwątpienia zatraca się przy dźwiękach mieczy, roztrzaskiwanych tarcz i okrzyków bojowych, słuchając wiking metalu z zimnej, niegościnnej, odległej Skandynawii. Czasem zdarzy jej się pograć w jakąś strategię bądź nawet w FPP, ale tylko na easy, żeby nie psuć sobie niepotrzebnie nerwów.

Related Articles

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button