Przeczytałem gdzieś ostatnio, że „Zabójcze wesele to wdzięczna komedia kryminalna, która w ułamku sekundy wywołuje uśmiech”. No chyba co najwyżej przez łzy, albo z żenady, bo tej jest tu akurat sporo.
Owszem, film próbuje być śmieszny, tylko w taki totalnie nieśmieszny, żenujący wręcz sposób. Przyznam się szczerze, troszeczkę śmiechnąłem na samym początku, ale to był taki bardziej słodko gorzki śmiech – kiedy padł żart na temat nazwiska dwójki bohaterów. Bo wiecie Spitz brzmi jak Shits – ha ha ha, no boki zrywać. Z takim właśnie poziomem humoru będziemy obcować przez praktycznie cały film.
Fabuła jest banalna, niedorzeczna i głupia, a do tego przewidywalna. Mamy parę głównych bohaterów – małżeństwo Spitzów (w tych rolach Jennifer Aniston oraz Adam Sandler), którzy próbują być prywatnymi detektywami. Interes im się jednak kręci średnio i na nadmiar zajęć nie narzekają – no cóż, raczej nie sprawiają wrażenia kogoś, komu można zaufać, a sam bym im zlecił co najwyżej sprawę zbadania tajemniczego zaginięcia śniadania mojego sierściucha. Tak czy inaczej zostają zaproszeni przez swojego starego znajomego na wesele, na którym (a jakże) zostają wplątani w intrygę i zabójstwo. No sztampa jak cholera.
Jeśli początek był zły, to może dalej będzie lepiej? Gdzie tam. Przygotujcie się na seans typu cliché goni cliché. Film ratuje na szczęście bardzo intensywne tempo, przez które ani na moment się nie nudzimy. Szkoda tylko, że najlepszą scenę zdradza trailer. Jeśli go wcześniej obejrzymy, to film nas już raczej niczym nie zaskoczy.
Zabójcze wesele byłoby kompletną stratą czasu – gdyby nie jedna scena na samo zakończenie filmu, w której Jennifer Aniston lata w krótkiej kiecce i rajtkach po wieży Eiffla. Niestety na jednym rodzynku to i sernik średni. Zupełnie jak ten film. Można obejrzeć, z braku ciekawszych zajęć bądź filmów pod ręką. Trzeba się tylko przygotować na kompletnie nieśmieszne żarty, wciśnięte na siłę i mieć wzgląd, że jedną z głównych ról gra tutaj Adam Sandler – wiadomo, jedni szanują, drudzy omijają 😉
Do obejrzenia na Netflix, ale nie polecam. Typowy średniak. Takie 4/10.