PlayTest

Ring Fit Adventure – pierwsze wrażenia

Jestem leniwym człowiekiem. Lubię siedzieć i klikać w komputer. Ostatnie dwa lata z lockdownami i przejściem na pracę zdalną sprawiły, że przed kompem siedzę jeszcze więcej, a ruszam się jeszcze mniej. Taki tryb życia spowodował pewien przyrost masy, niestety bez przyrostu rzeźby. Nadszedł czas, by coś z tym zrobić.

Tylko co? Na siłownię nie pójdę. Biegać nienawidzę (zasługa szkolnego WFu). Spacerować nie potrafię (to może brzmieć dziwnie, ale taki jest fakt – nie potrafię wyjść i łazić bez celu). Ćwiczeń z tutorialami na youtube próbowałam, znudziły mi się po tygodniu. Trochę lepiej wypada rower stacjonarny, ale to nadal nie jest najciekawsza forma aktywizacji. I tu na ratunek przychodzi Ring Fit Adventure.

Ring Fit Adventure ma w sobie wszystkie podstawowe elementy zwykłej gry – fabułę, różne levele, rozwijanie postaci, zdobywanie nowych umiejętności, walki z małymi potworkami i dużymi bossami, zbieranie znajdziek, crafting, upgrade „sprzętu”. Ale ma też coś, czego inne gry nie mają – zmusza cię do robienia rzeczy, których normalnie byś nie robił. To znaczy, żeby Twoja postać biegła, Ty sam musisz tuptać w miejscu. Żeby otworzyć skrzynię z lootem, musisz zrobić trzy przysiady. Rozwalenie skrzynki wymaga strzelenia do niej przez ściśnięcie RingCona (co wymaga nieco siły). Pokonanie potworków wymaga z kolei użycia serii skilli, które de facto są ćwiczeniami (można je samemu dobierać wedle własnego uznania).

Skakanie spacją nie działa. Trzeba się wysilić 🙁

Całość może wyglądać dość niewinnie, ale można się przy tym zmęczyć, jednocześnie dobrze bawiąc. I następnego dnia człowiek ma ochotę wrócić po więcej.

Gra jest też ładna – grafikę ma prostą i kolorową, można powiedzieć, że trochę bajkową. Przyjemnie się na to patrzy, i najważniejsze, że elementy interaktywne (monety, skrzynki i inne zbierajki) są dobrze widoczne. Stworki, które staną na naszej drodze, wyglądają dosyć uroczo. Udźwiękowienie też stoi na wysokim poziomie – nasz przewodnik często do nas mówi, przekazując instrukcje, muzyka dodaje energii, efekty dźwiękowe podkreślają wykonywane akcje.

Content

Gra swoje kosztuje, ale i oferuje całkiem sporo. Tryb fabularny, mini gry, ćwiczenia, a nawet tryb rytmiczny i offline.

Tryb fabularny

Biegamy po świecie, zbieramy znajdźki, walczymy z potworkami. Levelujemy postać, kupujemy jej nowe ciuchy (zwiększające atak lub obronę), crafcimy odżywcze koktajle…

Gra oferuje 23 światy, każdy podzielony na kilka-kilkanaście leveli, plus opcjonalne aktywności dodatkowe, takie jak zadania poboczne i mini gry. Przejście wątku głównego zajmie nam, w zależności od poziomu trudności, około 30-60h. Biorąc pod uwagę, że w tej grze nie możemy grindować po kilka godzin z rzędu, przejście jej rozciągnie się na 2-3 miesiące regularnego grania. Potem mamy jeszcze tryb New game+ i New game++, w których powtarzamy znane nam już levele, ale ze zwiększonym poziomem trudności.

Mapka – świat nr 4

Mini-gry

Możemy wskoczyć bezpośrednio w jedną z licznych mini-gier. Wybór jest naprawdę duży. Znajdziemy tu proste gierki, jak rozbijanie skrzynek czy łapanie monet, po bardziej kreatywne, jak rzeźbienie w glinie (które jest niewykonalne – wiem, bo próbowałam ;p). Świetne jako szybka gra lub dodatek do innych trybów. Na mini gry natkniemy się też w trybie fabularnym. Szybki podgląd kilku z nich znajdziecie tu:

https://ringfitadventure.nintendo.com/#quickplay

Custom workout

Możemy utworzyć własny zestaw aktywności, składający się z dostępnych w grze ćwiczeń i mini-gier, skupiający się na konkretnych częściach ciała, lub tematyczny (np. joga czy aerobik). Robimy tylko to, co chcemy i lubimy – i o to chodzi. Możemy mieć wiele takich zestawów.

Potworki są pocieszne

Tryb offline

Możemy też ćwiczyć poza grą – zabieramy RingCona, a po powrocie gra wczyta sobie wykonaną liczbę ściśnięć i doda do naszej puli.

W skrócie

Zalety:

  • Nie jest to najtańsza zabawka, ale za to daje większą szansę, że będziesz z tego częściej korzystał niż z karty Multisport 😉
  • Historyjka jest prosta, ale zabawna i urocza;
  • Gra pilnuje Twojej postawy podczas ćwiczeń, jest więc dobra dla tych, którzy ostatni raz ćwiczenia wykonywali na WFie sto lat temu;
  • Zasady i sterowanie są bardzo proste (chociaż trzeba chwili, żeby się do niego przyzwyczaić – skakanie spacją niestety nie działa);
  • Wciąga, tak po prostu. Oprócz tego, że levelujesz swoją postać, levelujesz też siebie – i to motywuje;
  • Gra nas chwali za dobrze wykonaną robotę. To miło z jej strony;
  • Sam RingCon, jak i pasek na nogę, są porządnie wykonane. Jest to istotne szczególnie w przypadku RingCona, którego musimy ściskać i rozciągać, czasem dość mocno;
  • Niski próg wejścia – poziom trudności (intenstywności ćwiczeń) ustawiamy indywidualnie, od bardzo casualowego po mocno intensywny; gra też cały czas pokazuje co i jak mamy robić, pilnuje prawidłowej postawy, więc poradzi sobie tutaj też taka zasiedziała buła jak ja;
  • Człowiek ma ochotę wracać do tej gry – a to świetnie, bo sprzyja regularności.

Wady:

  • Licznik spalanych kalorii ma niewiele wspólnego z rzeczywistością (wg TEGO wątku na reddicie, jest zaniżony 2-3 razy)
  • Brak polskiej wersji językowej. Ale gra pokazuje wszystko w wersji graficznej, więc to nie powinna być przeszkodą dla osób słabo znających ten język
Na expa trzeba sobie zapracować

Podsumowanie

W chwili pisania tego wpisu jestem na początku mojej przygody z Ring Fitem – zwiedzam dopiero 4 świat, level mam 24. Wielu rzeczy jeszcze nie odkryłam, nadal nie wychodzi mi skakanie, ale póki co bawię się bardzo dobrze. Teraz plan jest taki, żeby za kilka miesięcy podsumować swoje postępy i zobaczyć, czy i jak bardzo ten Ring Fit działa. Czy uda się zrzucić zbędną masę i nabrać podstawowej kondycji? Okaże się. Sama jestem tego ciekawa.

Alexandretta

Kobieta gracz. Po godzinach pracy, z zapałem i piekielnymi ognikami w oczach biega po lochach i tłucze bogu ducha winne zombie czy inne szkielety. Miłośniczka wszelkiej maści cRPG. Notoryczne problemy z wyborem klasy i rasy, bo wszystko fajne... W chwilach zwątpienia zatraca się przy dźwiękach mieczy, roztrzaskiwanych tarcz i okrzyków bojowych, słuchając wiking metalu z zimnej, niegościnnej, odległej Skandynawii. Czasem zdarzy jej się pograć w jakąś strategię bądź nawet w FPP, ale tylko na easy, żeby nie psuć sobie niepotrzebnie nerwów.

Related Articles

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button