Moja przygoda z grami wyścigowymi zaczęła się bardzo dawno temu od „Need for Speed: Porshe 2000”, później przesiadłam się na „Need for Speed: Underground”. Żadna późniejsza ścigałka nie była w stanie mnie zainteresować. Aż do teraz…
„Forza Horizon 5” to moja pierwsza styczność z tą marką, więc nawet nie do końca wiedziałam, czego się spodziewać. Zostałam mile zaskoczona mnogością dostępnych aut i różnorodnością tras, po czym pogubiłam się zupełnie w przepastnym menu.
Przejrzyjmy szybko wady i zalety tej produkcji – okiem dziewczyny, która interesuje się szeroko pojętą motoryzacją. Zacznijmy od tak zwanych plusów dodatnich.
Sporo zalet…
Jeździsz czym chcesz
Dla mnie to absolutnie największa zaleta nowej Forzy. Nie przepadam za autami sportowymi (Lambo, Ferrari czy inne Subaru to nie moja bajka), więc możliwość pojeżdżenia klasykami czy innymi wozami niestandardowymi to dla mnie świetna wiadomość. A także urozmaicenie – raz pojadę rajdówką, raz urządzę sobie wyścig klasyków, a raz rajd crossowy; każdy z pojazdów daje inne wrażenia z jazdy. Tak, wybieranie dowolnego auta na dowolny tor to świetna rzecz.
Od tej reguły są oczywiście wyjątki, bo są wyzwania które wymagają od nas wybrania wozu z konkretnej klasy czy typu, ale poza tym jeździmy czym i gdzie chcemy.
Raj kolekcjonera
Ponad 500 aut do zebrania, tyleż dróg do przejechania, do tego zbieranie przydrożnych tabliczek z punktami, zaliczanie wyzwań, odkrywanie szop skrywających zapomniane klasyki, i wiele, wiele więcej. Gra nie pozwala się nudzić ani przez chwilę, wszędzie jest coś do zrobienia i zebrania.
Różnorodne środowiska
Różnorodność środowisk to kolejna wielka zaleta. Mamy do dyspozycji całkiem spory kawałek Meksyku, na którym znajdziemy piaszczyste plaże, las namorzynowy, tereny górzyste, dżunglę, wulkan, urokliwe miasteczka i starożytne ruiny, a także kawałek autostrady i kręte górskie drogi. Jest gdzie jeździć, jest co zwiedzać, nudy nie ma. Za to są widoczki, i to naprawdę ładne. I oczywiście tryb foto, który pozwala je uwieczniać.
Świetnie odwzorowane auta
Forza Horizon 5 wygląda świetnie, nie ma co do tego wątpliwości. Auta są naprawdę ładne, zarówno od zewnątrz, jak i w środku. Oglądanie własnej kolekcji czy wizualne dopieszczanie aut to czysta przyjemność.
Do tego dochodzi jeszcze customizacja, czyli malowanie i dobieranie wzorów – albo przygotowanych i udostępnionych przez innych graczy, albo wymyślanie własnych kompozycji. Możliwości mamy naprawdę sporo.
Wyzwania sezonowe oraz tworzone przez społeczność
Poza standardowymi wyścigami, mamy też dodatkowo wyzwania sezonowe i codzienne – ograniczone czasowo specjalne próby, za które możemy zdobyć nowe, niedostępne inaczej auta i inne nagrody. To po prostu sposób na długofalowe podtrzymanie zainteresowania graczy.
Również sama społeczność może tworzyć swoje wyzwania, co dodatkowo poszerza pulę możliwych zajęć.
Całkiem ciekawe historyjki
Przyznaję, że fabuła nigdy nie była dla mnie szczególnie ważna w grach wyścigowych. Ale tu historyjki, które napotykamy przy okazji wykonywania festiwalowych misji, są całkiem przyjemne. Chyba najbardziej do gustu przypadła mi ta z objeżdżaniem okolicy w celu zrobienia zdjęć rzeźbom. Kilka było w naprawdę widowiskowych miejscówkach.
Dom aukcyjny – możliwość upolowania okazji
Uwielbiam element handlu z innymi graczami, dlatego cieszy mnie, że możemy kupować i sprzedawać auta w domu aukcyjnym. Czasem można upolować niezłą okazję, ale nie jest to proste, bo takich polujących jest zazwyczaj kilku, więc licytacje bywają zacięte. Niemniej można czasem trafić auto sporo tańsze niż z salonu, albo kupić już po tuningu. Niektórych aut w ogóle w salonie nie znajdziemy, i trzeba je albo samemu zdobyć (np. wylosować), albo właśnie odkupić od innych graczy.
Nagrody, nagrody, nagrody…
W Forzy dostajemy punkty za… właściwie wszystko. Jedziesz czysto? Świetnie, masz tu swoje punkty. Kosisz po drodze wszystko, co się da? Też super, łap punkty. Fotoradar pstryknął ci fotkę? Kolejne punkty. Przeleciałeś 200m w powietrzu? Punkty. Palisz gumę? Zgadłeś, znowu punkty.
To oczywiście nie wszystko, bo punkty zbieramy też za nabycie nowego wozu, odkrycie drogi czy rejonu. Powiedziałabym nawet, że zdobywamy je bez większego wysiłku, po prostu robiąc to, na co mamy akurat ochotę, albo co wyjdzie po drodze. Jest to doświadczenie całkiem miłe i relaksujące.
Duża dowolność w dostosowaniu poziomu trudności, liczne ułatwienia
Czasami w Internecie pojawiają się dyskusje o tym, czy gry powinny być łatwe, czy trudne. Ja najbardziej lubię te, w których jest możliwość dostosowania poziomu trudności do własnych preferencji, a Forza pozwala na bardzo dużo w tym zakresie.
Serio, możemy ustawić sobie dosłownie „autograja”, gdzie naszym jedynym zadaniem będzie wyznaczenie celu i naciśnięcie gazu, a o hamowanie i zakręty autko zadba samo. Z drugiej strony, możemy ustawić sobie też poziom mocno hardkorowy, jeśli taka nasza wola. I to jest dobre podejście, bo gracze sami decydują jak chcą grać. Jest tu też pewien system motywacyjny, bo na wyższych poziomach trudności dostajemy za wyścigi więcej punktów i kasy, więc to coś za coś.
Nie mogę też pominąć genialnej opcji przewijania – jeśli podczas rajdu coś pójdzie nie tak, możemy cofnąć czas i powtórzyć ten fragment. Dzięki temu jeden nieopatrzny ruch palca nie zrujnuje nam całego wyścigu – a to miłe, bo nie tracimy czasu na powtórki.
Możliwość obdarowywania innych graczy autkami
To jest bardzo fajna opcja. Możemy podarować innemu graczowi jedno z naszych aut, jeśli mamy taką ochotę.
… i kilka wad
Niestety FH5 nie jest grą idealną. Ma kilka upierdliwych mankamentów.
Toporne menu
Największą wadą nowej Forzy jest dla mnie szeroko pojęte menu. Nowemu graczowi trochę ciężko się połapać, co gdzie jest. A jak to się już w miarę ogarnie, to się okazuje, że nagrody za aktywności odbieramy w tysiącu różnych miejsc, co nie jest wyraźnie komunikowane i odkryłam to przypadkiem. I jeszcze trzeba pamiętać, że po sprzedaży auta trzeba pójść do domu aukcyjnego i ręcznie odebrać zarobione kredyty, bo nic tu nie robi się automatycznie. Trochę szkoda.
Samo menu też do super przejrzystych nie należy, niestety, ale idzie się przyzwyczaić.
Osobnym tematem jest mapa, na której – po odblokowaniu różnych rodzajów wyścigów w ramach Festiwalu – robi się niezły śmietnik. Ikonek jest zatrzęsienie. Wyścigi w siedmiu smakach, wyzwania sezonowe, wyzwania społeczności, przygody, miejscówki, eventy, znaczniki tablic do rozbicia… Ja wiem, można to odfiltrować. Co nie zmienia faktu, że mapa bez filtrowania jest kompletnie nieczytelna, i trzeba to filtrowanie ustawiać za każdym razem po wejściu do gry. Nie rozumiem też jednej rzeczy – po rozbiciu tablicy z expem, na minimapie pozostaje jej ikona (szara). Pokazuje, że tu kiedyś była tablica, ale już jej nie ma. Na kiego grzyba mi ta informacja?
Gra nie tłumaczy mechanik
Kolejny zgrzyt dla nowego gracza – kilka rodzajów punktów, przy czym gra nie tłumaczy, które do czego służą i jak się je zdobywa (większość tej wiedzy zdobyłam ogranoleptycznie z drobną pomocą Internetu). No bo tak – mamy punkty doświadczenia, dzięki którym nabijamy kolejne levele. Mamy punkty biegłości, za które odblokowujemy perki w autach. Mamy punkty wyróżnień, które pozwalają odblokowywać kolejne rozdziały przygody. Mamy punkty sezonowe, za które możemy odblokować limitowane nagrody. A, i jeszcze punkty Forzathon, za które kupimy sezonowe nagrody. Do tego jeszcze waluta – kredyty. Jest tego trochę, co? Jeszcze trzeba ogarnąć, jak się poszczególne punkty zdobywa i gdzie je można zutylizować.
Ekrany ładowania
Niestety są wszędzie. Co byśmy nie chcieli zrobić, to mamy ekran ładowania, i niektóre z nich są całkiem długie. Mocno irytujące.
Podsumowując
Czy Forza Horizon 5 mi się podoba? Zdecydowanie tak. Cenię ją za wolność doboru aut i szeroki ich wybór oraz relaksacyjny charakter całego doświadczenia. Dodatkowo fakt, że gra dostępna jest w usłudze GamePass, którą krótko przed premierą FH5 można było kupić za dosłownie kilka złotych, jest dodatkową osłodą tego i tak całkiem już miodnego tytułu.