Tytuł ten kupiłam zupełnie w ciemno, przy okazji świątecznego buszowania po Empiku. Opis z okładki sugerował literaturę młodzieżową, prostą opowiastkę o trzynastoletniej Ninie i jej wakacyjnych przygodach. Znając jednak inne książki Anny Kańtoch uznałam, że będzie to jednak coś ciekawszego niż lekka pozycja na kilka zimowych wieczorów.
Historia przedstawiona w książce właściwie niczym sie nie wyróżnia – ot, grupka nastolatków, jakieś opuszczone tajemnicze miejsce (w tym przypadku klasztor), w którym dzieją się dziwne rzeczy, konieczność rozwiązania zagadki. I pewnie nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie kilka elementów. Autorka dorzuciła tu wątki detektywistyczne, fantastyczne, wplotła kilka niby nic nie znaczących drobiazgów, które jednak w pewnym momencie układają się w spójną (i logiczną!) całość, no i rzecz najważniejsza – dodała gęstniejącą z czasem atmosferę. Pod koniec książka ma naprawdę ciężki klimat. Kto zna inne wydawnictwa Anny Kańtoch pewnie wie, o czym mówię; reszcie pozostaje uwierzyć mi na słowo.
To właśnie stanowi o sile książki. Powolne odkrywanie kolejnych faktów, łączenie ich w całość, i budowanie przy tym coraz mroczniejszej atmosfery. O ile początek jest dość niepozorny, o tyle potem ciężko się już oderwać od lektury. A im dalej w las, tym bardziej wciąga.
Dla kogo przeznaczona jest ta książka? Teoretycznie – dla młodzieży. Praktycznie – dla każdego kto będzie chciał ją przeczytać. Ja się do młodzieży zdecydowanie nie zaliczam, a bawiłam się bardzo dobrze. Ba, przeczytała ją nawet moja mama, odporna na fantastykę, i też jej się podobało.
C zy polecam? Jasne, że tak. Autorka ma świetny warsztat pisarski i pokazuje, że można zrobić ciekawą rzecz z, wydawałoby się, historii przerabianej już dziesiątki razy.