Film | Książka | Muzyka

Gen V – to nie jest marny spin off The Boys

Spodziewałem się raczej średniego serialu z drewnianą grą aktorską i niczym nie zaskakującą fabułą. Tymczasem Gen V mnie pozytywnie zaskoczyło. Owszem, nie oszukujmy się, poziom The Boys to nie jest, niemniej warto obejrzeć.

Jeśli jakimś cudem nie wiecie co to, to spieszę z wyjaśnieniem. Gen V to spinoff The Boys – serialu o superbohaterach, z tym że superbohaterowie wcale nie są tam tacy super… Często nadużywają swoich mocy, zadufani w sobie, zainteresowani bardziej swoją sławą i bogactwem niż ratowaniem świata. Praktycznie każdy sezon okazywał się mocniejszy od poprzedniego, a pomysły na moce supków zaskakiwały, podobnie jak sposoby rozczłonkowywania ludków. Praktycznie w każdym odcinku lata dużo przekleństw, flaków i członków. Niewątpliwie były to główne elementy przez które widzowie polubili ten serial. Poza tym okazał się świetnym remedium na znudzenie generycznym i nudnym kinem superbohaterskim.

W Gen V czuć, że robiła go ta sama ekipa. Nie ma co prawda może takiego rozmachu, jednakże nadal utrzymuje jakość znaną z pierwowzoru. Ma też kilka dobrych, mocnych scen, oraz kilka takich, przy których nie raz, nie dwa ostro śmiechnąłem. Oczywiście nie chcę spoilerować tutaj pomysłów na zgony, na jakie tym razem wpadli twórcy serialu, ale jeśli wydawało się Wam, że w tym temacie już nic zaskakującego nie można wymyślić to jesteście w błędzie. Jest ostro. Szczególnie, że jedną z bohaterek jest laska, która potrafi kontrolować swój rozmiar. Może się zmniejszać, bądź powiększać, a swój rozmiar wykorzystać podczas starć z innymi supkami, czasem w dość zaskakujący sposób.

Dalej mamy jazdę bez trzymanki. Czasem akcja trochę zwalnia, po to, by w kolejnym odcinku wystrzelić do przodu z prędkością rakiety (trochę koloryzuję). Nie mam jednak w przypadku tego serialu syndromu „jeszcze jednego odcinka”, co może być spowodowane tym, że po kilku mocnych pierwszych odcinkach kolejne wypadają raczej średnio. A może to przez brak totalnie badassowej roli. Kogoś takiego jak Karl Urban w The Boys, który stanowiłby najjaśniejszy punkt programu. Ciężko jednoznacznie stwierdzić, choć problemem może być wypadkowa tych dwóch rzeczy. Ale warto dać szansę i obejrzeć, bo to dobre rozrywkowe kino. A i kilka postaci znanych z The Boys też się przewija.

Wisienką na torcie jest oczywiście odcinek finałowy, w którym… dzieje się wiele, ale w ogólnym rozrachunku wypada rozczarowująco. Spodziewałem się zamknięcia sezonu ze zdecydowanie większą pompą, a tymczasem twórcy zastosowali rozwiązanie dość przewidywalne. Na szczęście ma kilka mocnych momentów – nie będę pisał jakich, zachęcam do obejrzenia – które dają nadzieję, na jeszcze mocniejszy sezon drugi. Ten już zapowiedziano. Jednakże szczerze wątpię, by skończyło się tylko na dwóch sezonach.

 

Kr4wi3c

Niepoprawny marzyciel, słuchający na codzień dziwnie nie wpadającej w ucho muzyki z gatunku tych ostrzejszych, grający z reguły we wszelkiego rodzaju FPS'y podszyte lekko warstwą cRPG ale nie pogardzający też cRPG pełną gębą oraz raz na jakiś czas jakąś przygodówką z rodzaju tych starszych.

Related Articles

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button