To jest coś, co po prostu musieliśmy zobaczyć. Nie czekaliśmy na ten film, bo początkowo zapowiadał się co najwyżej średnio, ale… na szczęście wyszło dużo lepiej. Dużo, dużo lepiej. A dobrego fantasy nigdy za wiele.
Na filmie bawiliśmy się bardzo dobrze, chociaż trzeba zaznaczyć, że nie siedzimy za bardzo w tematyce D&D. Tyle, że z grubsza wiemy o co chodzi, no i oczywiście grało się w klasyki oparte na tym systemie. Jeśli ktoś mocniej orientuje się w temacie, to na pewno wyłapie więcej smaczków. Ale – co trzeba zaznaczyć – znajomość systemu nie jest konieczna, by czerpać przyjemność z filmu. (Czyżby filmowi twórcy wreszcie załapali, jak robić udane adaptacje? Bo to już kolejna w krótkim czasie, po Vox Machina i The Last of Us, która nie wymaga od widza znajomości materiału źródłowego i broni się jako samodzielna produkcja).
Koncepcja jest prosta – mamy grupkę bohaterów, którym w życiu nie do końca wyszło, ale mimo wszystko starają się zrobić coś bohaterskiego. Są walki, czary, zmiennokształtny druid, bard-coach, Praworządny Dobry Paladyn, smoki, lochy, humor – słowem wszystko, czego potrzeba, by stworzyć dobry film. I udało się to. Nie potrafię się powstrzymać przed porównaniami do innej (również bardzo udanej) ekranizacji D&D, The Legend of Vox Machina – jeśli oglądaliście i wam się podobało, to Złodziejski Honor również was usatysfakcjonuje.
Film wygląda tak jakby twórcy nagrali się za dużo w papierowe RPG, pochlali się i doszli do wniosku, że no hej, przełóżmy to na film, przecież to się nie może nie udać. Brakuje tylko na samym początku Fronczewskiego z jego nieśmiertelnym „Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę.”
W naszej ocenie 8/10