Signalis zapowiadało się na ciekawą i mroczną grę, która atmosferę grozy kształtuje głównie niesamowitym klimatem. Horror science fiction, w nieco mangowej stylistyce czerpiący garściami z pierwszych odsłon serii Resident Evil i Silent Hill. Brzmi intrygująco prawda? A jednak coś mi tu nie zagrało.
Pierwszym zgrzytem było mozolne przebijanie się przez wrogów – czasem lepiej ich obiec zamiast wdawać się z nimi w walkę, tak jest po prostu szybciej. Dodajmy do tego mały ekwipunek, jeszcze mniej amunicji i tendencję ubitych przeciwników do wstawania, a otrzymamy coś, co bardzo irytuje i zupełnie niszczy klimat.
Większość zagadek jest ciekawie zaprojektowana, ale opiera się na jednym wzorze – musimy zapamiętywać jakieś liczby czy wzory, by poskładać to w jedną całość. Zagwozdki nie są specjalnie skomplikowane, a ich największą trudność zazwyczaj stanowi to, że nie mamy jakiegoś fragmentu układanki, albo podpowiedzi. Do niektórych zagadek dostajemy nawet gotową solucję leżącą gdzieś nieopodal – autorzy widać się starali, by zbytnio nie wysilać naszego mózgu.
Największą robotę robi za to zmiana perspektywy. Większość gry obserwujemy z rzutu z boku. Perspektywa ta zmienia się na widok FPP w przypadku kiedy manipulujemy zagadką. Gra ma także momenty, kiedy z perspektywy pierwszej osoby eksplorujemy świat. Są to jednak bardzo krótkie sekwencje, ale dzięki nim wprowadzono nieco różnorodności.
Signalis zdecydowanie nadrabia wszystkie swoje niedoskonałości klimatem i tego jej odmówić nie można. Bardzo więc szkoda, że wyszedł z tego średniak. Gry niestety nie udało mi się skończyć. Odpadłem, miałem dość. Wysiadłem.
Grę można ograć w ramach usługi Game Pass.