Samotnia to nowy kryminał łamane na thriller psychologiczny od jednej z moich ulubionych autorek, traktujący o szeroko pojętym odosobnieniu, który dodatkowo nazywa się jak moje ulubione schronisko górskie? Mocno mnie to zaintrygowało.
Wiecie, jak to jest w kryminałach, nie? Dzieje się coś dziwnego lub podejrzanego, bohater zaczyna węszyć, biegać po całym mieście w poszukiwaniu poszlak, dzwoni, googla, rozmawia, obserwuje, myśli. Wiadomo. Sprawa jednak się komplikuje, gdy w miejsce bohatera tego typu książki podstawimy osobę, która jest świeżo po wypadku, w którym straciła wzrok, i jeszcze nie do końca wie, co się dzieje wokół.
To właśnie bohater Samotni – Leon. Właśnie wyszedł ze szpitala, wciąż jeszcze dochodzi do siebie, zaczyna powoli przystosowywać się do nowej rzeczywistości, ale coś mu się nie zgadza… Ma wrażenie, że kobieta, która się nim opiekuje, nie jest jego żoną. W takim razie kim? I dlaczego?
Mamy tu interesującą perspektywę, ze względu na mocno ograniczone możliwości naszego bohatera. Sam jest w stanie zrobić niewiele – może dzwonić do ludzi (chociaż i z tym bywają problemy), może oczywiście prosić o pomoc innych, ale znowu – musi polegać na tym, co mu powiedzą, i wierzyć im na słowo. Bo i tak nie ma innego wyjścia. Do tego zaczyna mu się zacierać granica między wspomnieniami i snami…
Rozdziały są krótkie i pochłania się je dość szybko. Polecam, bo to dobry, sprawnie napisany kryminał z nietypowym wątkiem.