Publicystyka

Lineage 2 – niezapomniane MMO naszej młodości

Lineage 2 było swego czasu dość popularną w Polsce grą, a i dziś ma rzesze fanów. Sama zagrywałam się w ten tytuł za czasów studenckich. Słowo „zagrywałam się” dosyć dobrze oddaje sytuację – przez pewien czas byłam nawet od L2 prawdopodobnie uzależniona. Nieobce mi było wstawanie o 6 rano tylko po to, by pójść spoilować coś na mocno uczęszczanym spocie (dla niewtajemniczonych: chodzi o farmienie materiałów).

Kiedyś to było…

Było to moje pierwsze w życiu MMO, więc sentyment jest spory. Z drugiej strony jest tu też pewien paradoks, bo grę z jednej strony uwielbiałam, a z drugiej szczerze nienawidziłam.

Co mi w niej przeszkadzało? Przede wszystkim open world PvP. Ja PvP w ogóle nie uznaję, nie umiem w ten tryb i omijam go z daleka, a tu jest on wbudowany w podstawy świata i stanowi niejako ikonę tej gry, zaraz obok oblężeń zamków. Druga sprawa to specyficzny system pozyskiwania materiałów (potrzebna jest do tego osobna postać) oraz crafting, gdzie złożenie wysokolevelowych przedmiotów ma tylko 60% szans powodzenia. Co w połączeniu z faktem, że RNG mnie nie lubi oraz z wcześniej wspomnianym systemem pozyskiwania materiałów sprawia, że sporo czasu trzeba spędzić na postaci „do farmienia”, zamiast na swojej głównej.

A za co uwielbiałam? Za ciekawy system handlu – nie było żadnych domów aukcyjnych, i żeby coś sprzedać, trzeba było wystawić swój sklepik – to znaczy fizycznie posadzić swoją postać na placu w mieście. Przeglądanie sklepików potrafiło być mocno uzależniające, bo i ceny tego samego przedmiotu mogły się bardzo mocno różnić, więc kusiło upolowanie okazji. Dalej mamy klasy, które szczególnie przypadły mi do gustu – najwięcej grałam summonerami (konkretnie Warlockiem, czyli człowiekiem z kotem bojowym, oraz Phantom Summonerem, czyli mrocznym elfem i jego zjawami). Strasznie też podobały mi się zbroje, szczególnie na mrocznych elfkach – ich design robi robotę nawet dziś.

Dark elfka <3

Jednak rzeczą, która szczególnie wryła mi się w pamięć (poza mrocznymi elfkami, hehe), były dźwięki. Myślę tu zarówno o odgłosach podczas castowania skilli, ładowania soulshotów (bardzo ikoniczny dźwięk), jak i o motywach kilku najczęściej odwiedzanych miast. Do najbardziej charakterystycznych zaliczyłabym motywy z Dion oraz Giran. Szczególnie ten drugi sprawia, że czuję się „jak w domu”. Do tego oczywiście mruczenie Warlockowego kota 🙂

Warlockowy kot bojowy

A teraz?

To tyle słowem wstępu. Było, minęło. Ale czy na pewno…? Od dłuższego czasu chodził mi po głowie pomysł powrotu do Lineage 2, ot tak żeby poczuć jeszcze raz ten charakterystyczny klimat. No i pewnego dnia się przemogłam i zainstalowałam oficjalnego klienta, zalogowałam się na swoje konto i pograłam… może z 10 minut. Nie wiem co to za gra, ale to nie jest już Lineage 2. Pozostało mi więc poszukać sobie alternatywnego miejsca do gry, z dobrymi, starymi zasadami (to znaczy na starszej kronice, czyli wersji). Z tym akurat nie było większego problemu, bo wybór jest spory. Wybrałam jeden z serwerów i wskoczyłam do gry.

Nostalgia uderzyła mnie w twarz niemal natychmiast. Ekran tworzenia postaci, który znam aż za dobrze. Początkowa wioska, pierwsze levele i skile, wszystko tak przyjemnie znajome. A potem dostałam w twarz drugi raz, ale tym razem było już mniej przyjemnie. Otóż okazało się, że… nie umiem grać na starej kronice. Tu trzeba robić questy, by zdobyć kasę i sprzęt, bo to co leci z mobów nie wystarczy, a zapomogi żadnej nie ma (w późniejszych wersjach gry już była). Na szczęście internet pełen jest poradników, więc po krótkim doszkoleniu poszłam w teren bić niezliczone zastępy wrogów w celach questowych.

Niedługo potem zaczęło mi doskwierać tempo levelowania. Chciałam, by progres postaci nie był zbyt szybki, ale niestety – żeby w tej grze coś ugrać, to trzeba farmić moby godzinami. I o ile te godziny za czasów studenckich były, tak teraz już nie za bardzo. No ale dobra, tu quest, tam mobek i jakoś dotarłam do levelu 40, co oznacza że mogłam wreszcie zmienić swoją klasę z początkowej (mag) na docelową (summoner). W tym celu trzeba zrobić  trzy serie questów. Całość zajmuje od 8 do 12 godzin (!!!) i są to questy z kategorii tych najdurniejszych, czyli leć na drugi koniec świata, zabij jednego moba i wróć do mnie z jego zębem. Do tego do wielu miejsc trzeba pruć z buta, bo teleporty są ograniczone (i kosztowne). Jeśli jednak przez to przebrniemy, to będziemy mogli się cieszyć swoją nową klasą i skilami.

Albo i nie, bo potrzebne będą punkty skili, oraz książki. Punkty zdobywamy razem z expem, ale są ograniczone, więc musimy wybierać, który skill wykupić w pierwszej kolejności. Książki natomiast dropią z mobów, tyle tylko, że książka na level 40 dropi z mobów 50+, więc sami ich nie ogarniemy. Na szczęście można je kupić na rynku.

Sklepiki na rynku w Giran

Potem jeszcze tylko się odpowiednio ubrać… Sprzęt na ten etap dostaniemy jeszcze w sklepie, ale wszystko, co będziemy chcieli założyć później, musimy już albo sobie ukrafcić, albo kupić od innych graczy. Proces zdobywania oraz ulepszania nowego ekwipunku jest raczej długotrwały. Ale to też mechanizm napędzający wirtualną gospodarkę – handel materiałami, receptami, czy gotowymi przedmiotami. A nie wspomniałam jeszcze nawet o kryształach, które się leveluje samemu lub kupuje od innych, i które umieszcza się w broni, nadając jej specjalną właściwość (szybsze castowanie czy atakowanie, większa szansa na krytyka, więcej zdrowia etc). No i jest jeszcze enchantowanie zbroi czy broni, czyli ulepszanie statystyk – zestaw zbroi ulepszony do +6 daje specjalne bonusy, a broń ma zwiększone statystyki bojowe, tak więc sprzęt który jest ulepszony jest wart sporo więcej. Trzeba mieć na uwadze, że to ulepszanie nie jest proste – przedmiot możemy bezpiecznie ulepszyć do poziomu +3, natomiast każda kolejna próba ma szansę „spalenia” przedmiotu (tracimy item, w zamian otrzymujemy trochę kryształów). Nie przeszkadza to jednak ludziom wbijać broni na poziom +16 – nawet nie chcę myśleć, ile taki proces musi kosztować 🙂 Plus enchantowana broń ma specjalną poświatę, więc już z daleka widać, co ktoś trzyma w łapce.

I tu dochodzimy do kar. Ta gra karze nas często i gęsto. Raz, że jest tu masa RNG – standardowo drop z mobów jest losowy, wiadomo, ale szanse na wypadnięcie czegoś sensownego są minimalne. Dwa, składanie sprzętu z recept 60% – musimy zebrać wszystkie potrzebne materiały, których jest niemało (czasem zbieranie ich trwa tygodniami), po czym mieć szczęście, bo jeśli przedmiot nam nie wyjdzie, to tracimy wszystko i musimy zbierać od początku. Trzy, po śmierci tracimy trochę expa, możemy również spaść do poprzedniego levelu. I o ile nadrobienie tych kilku % na niskich levelach jeszcze za bardzo nie boli, o tyle na wyższych, gdzie czasem wbijamy ledwie kilka % na godzinę, ta strata jest już mocno odczuwalna. I trzeba pamiętać, że po śmierci możemy stracić losowy przedmiot z ekwipunku, łącznie z elementami zbroi i bronią… To boli jeszcze bardziej. Po czwarte, questy, które są chyba jednymi z najgorszych, jakie widziałam w życiu – biorąc zadanie nawet nie wiemy, co za niego dostaniemy, a samo jego wykonanie na pewno będzie mega upierdliwe. Aha, a jak upodobaliście sobie granie summonerami – tak jak ja – to kar będziecie mieli nawet więcej. Summon, który jest de facto waszą bronią, zjada 10% (lub więcej) expa, a dodatkowo konsumuje też kryształy, które musimy kupować od innych graczy (chyba że mamy trochę ze spalonych itemków, hehe…).

Sklepiki typu warsztat rzemieślniczy

Jeszcze inną, również upierdliwą ale bardzo ikoniczną dla Lineage 2 rzeczą są walki o bossy. Tak, nie tyle walki z bossami, co walki o bossy. Jest na świecie kilka bossów, których ubicie jest czasem wymagane do questa, ale leci z nich też epicka biżuteria, bardzo pożądana. Po pierwsze, bossy spawnują się o randomowej porze – to znaczy mają swoje okno czasowe, ale wygląda tak, że boss pojawi się w przedziale np od 12 do 18 godzin od poprzedniego ubicia. Czasem te godziny wypadają oczywiście w środku nocy. Więc najpierw trzeba wyczaić, że boss stoi, potem zebrać ekipę, by go ubić, a potem jeszcze zadać ostatni cios, by zaliczyło questa. Chyba, że zza rogu wypadnie drugie party i zacznie was bić. Albo jakiś przyczajony asasyn wyskoczy w ostatniej chwili z ukrycia, by ukraść ten ostatni cios. Przy bossach zawsze działo się wiele i było to też spore utrapienie dla osób, które potrzebują zrobić questa, ale nie są w stanie stawić się pod bossem o dowolnej porze dnia lub nocy. Ot, takie to były czasy.

Dobrze czy niedobrze?

Mogłabym o mechanikach pisać jeszcze długo, ale chyba nie w tym rzecz. Czy powrót po latach do Lineage 2 mi się podobał? I tak, i nie. Tak, bo doświadczyłam „prawdziwego”, brutalnego L2 z dawnych lat, odświeżyłam miłe wspomnienia. Nie, bo bardzo szybko gra przypomniała mi o całej swojej staroszkolności – utrata expa i sprzetu po zgonie (zgubiłam rękawiczki karmiana 🙁 ),  konieczność tłuczenia mobów godzinami, durne questy… krótko mówiąc – gra nie szanuje mojego czasu, którego teraz nie mam już tyle co kiedyś. W związku z tym poszła w odstawkę, bez większego żalu.

Co jeszcze mogę powiedzieć? Ta gra wzbudza ogromny sentyment u chyba wszystkich, którzy mieli z nią styczność w latach jej świetności. Była trudna, żmudna, ale zmuszała do kombinowania i współpracy, miała swój charakterystyczny, nieco mroczny styl, świetną ścieżkę dźwiękową, i niemiłosiernie wciągała. Teraz, po latach, znów próbuje to robić. Ale ja już jestem odporna.

Gdzie grałam kiedyś – lata 2006 – 2011 (serwery wypisuję z pamięci, pewnie coś mi umknęło):

Everlast, Graveland, Valinor, później serwer oficjalny (po tym jak zrezygnowali z abonamentu)

Klan z nazwy pamiętam tylko jeden – AriaLegion, najpierw na którymś privie, a potem na offie

Gdzie grałam teraz (2021):

L2ES (x5), ElmoreLab (x3), próbowałam też Reborn (x1) ale tam się nie da grać.

Przegląd przedmiotów z gry (zbroje, bronie) – moja ulubiona strona: https://www.ivory-tower.de/

Podrzucam też dwa wspomniane motywy muzyczne z miast:

Czy po odstawieniu Lineage 2 (~2010/11) odstawiłam też w ogóle temat MMO? A gdzie tam. Próbowałam grać w WoWa, ale mnie nie wciągnął. Był też krótki epizod z Riftem i Warhammer Online. Potem spróbowałam Guild Wars 2 i zostałam na dłużej, bo to gra przyjemnie relaksująca i posiadająca sporo elementów ułatwiających człowiekowi wirtualne życie (a także bardzo przyjazna altoholikom). W grudniu 2021 moja najstarsza postać obchodziła 9 urodziny – jakoś tak zleciało… Więcej o Guild Wars 2 i dlaczego tak je polubiłam pisałam tu.

 

 

Alexandretta

Kobieta gracz. Po godzinach pracy, z zapałem i piekielnymi ognikami w oczach biega po lochach i tłucze bogu ducha winne zombie czy inne szkielety. Miłośniczka wszelkiej maści cRPG. Notoryczne problemy z wyborem klasy i rasy, bo wszystko fajne... W chwilach zwątpienia zatraca się przy dźwiękach mieczy, roztrzaskiwanych tarcz i okrzyków bojowych, słuchając wiking metalu z zimnej, niegościnnej, odległej Skandynawii. Czasem zdarzy jej się pograć w jakąś strategię bądź nawet w FPP, ale tylko na easy, żeby nie psuć sobie niepotrzebnie nerwów.

Related Articles

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button