To ciekawe, co czasami można znaleźć na bibliotecznych półkach. Gdy zobaczyłam „Osadników z Catanu” byłam nieco zdziwiona, bo wiedziałam że jest taka gra planszowa, ale o istnieniu książki nie miałam pojęcia. Wypożyczyłam ją oczywiście.
Wyszła z tego całkiem zgrabna i ciekawie napisana historia. Śledzimy losy grupy osadników, którzy, mając dość nieprzyjaznego środowiska, głodu i chłodu, a także zamartwiania się o przyszłość swoją i potomków, słuchają opowieści pewnego handlarza o wyspie żyznej, ciepłej, niemal idealnej… Postanawiają zaryzykować i wyruszyć w podróż by odmienić swój ciężki los. Po długiej i trudnej podróży trafiają… Nie całkiem tam gdzie zamierzali.
Tak więc mamy niezbadaną wyspę i garstkę śmiałków z kilkoma podstawowymi narzędziami. Muszą stworzyć swój nowy dom, a właściwie odtworzyć cywilizację. Obserwujemy cały proces tworzenia tego nowego miejsca na świecie, dylematy osadników, ich codzienne problemy, waśnie i ugody, wzloty i upadki. Zostało to naprawdę fajnie pokazane, ze szczegółami.
Przyznam że na początku opowieść wciągnęła mnie naprawdę mocno. Książka ma słuszną objętość (800 stron), mimo to czyta się ją całkiem szybko. Jak na mój gust końcówka nieco przydługa (i tak już wiemy w jakim kierunku wszystko zmierza). Niemniej „Osadników” wspominać będę miło i chętnie polecać.