Lubię czasem przeczytać książkę z nurtu szeroko pojętego samorozwoju. Teraz padło na „Zostań ultrasamoukiem” (autor: Scott Young). Pozycja wydawała mi się interesująca, jako że traktuje o tym, jak w bardzo szybkim tempie nauczyć się tego, co normalnie zajmuje kilkakrotnie więcej czasu.
Autor posługuje się przykładem zarówno swoim, jak i przytacza inne znane przypadki. Opowiada, jak ukończył „wyzwanie MIT” – zrealizował czteroletni program edukacji z Informatyki na MIT w rok, w miesiąc opanował rysowanie portretów, oraz nauczył się czterech nowych języków obcych również w przeciągu jednego roku. Przykłady innych osób, które osiągnęły niezwykłe rezultaty w kwestii uczenia się różnych rzeczy to Eric Barone, który samodzielnie stworzył całą grę od podstaw (Stardew Valley), Roger Craig, który uczył się faktów na potrzeby występu w teleturnieju czy Nigel Richards, Nowozelandczyk, który wygrał francuską edycję konkursu Scrabble, nie znając w ogóle tego języka.
Brzmi to ciekawie, prawda? Szkoda tylko, że po przeczytaniu książki wyciągnięte z niej wnioski można streścić w kilku prostych punktach:
- Zrób plan, czego się chcesz nauczyć. Rozeznaj się w temacie, określ, czego konkretnie potrzebujesz. Znajdź źródła wiedzy i / lub mentora.
- Siadaj i zap… yyy, ucz się, w miarę możliwości regularnie i bez rozpraszania się. WAŻNE: ucz się w praktyce, monitoruj postępy.
- Brawo! Jesteś zwycięzcą!
Serio, do tego właściwie cała „tajemnica” się sprowadza – żeby ćwiczyć dużo i w praktyce, to się szybko nauczysz. Nie wiem właściwie, czego się po tej książce spodziewałam. Sięgnęłam po nią, bo sama lubię się uczyć nowych rzeczy (czy to dla przyjemności – hobbystycznie, czy „z musu” – zawodowo) i miałam nadzieję, że znajdę tu jakieś ciekawe triki albo metody. Znalazłam jedynie wyżej wymienione mądrości, czyli nic nadzwyczajnego.
W tym momencie zdecydowanie ciekawszą pozycją odnośnie nauki i metod jest „Włam się do mózgu”, która omawia różne techniki uczenia się i wyjaśnia, dlaczego one działają (lub nie) i jak je stosować.
Jeśli chcecie lub potrzebujecie uczyć się nowych rzeczy, to w pierwszej kolejności sięgnijcie po „Włam…”, a ultrasamouka zostawcie sobie jako opcjonalną lekturę uzupełniającą. Nie jest to książka zła, ale po prostu są lepsze.
W następnym odcinku: poszukujemy własnych talentów. Pierwotnie miałam opisywać klasykę gatunku, czyli „Getting Things Done”, ale to było tak srogie wodolejstwo, że zrezygnowałam w połowie lektury.
Obrazek wyróżniający pochodzi z Pixabay.