Hard Reset Redux to odświeżona wersja cyberpunkowego FPS od Flying Wild Hog (studio odpowiedzialne np za remake Shadow Warrior, którego druga część wyjdzie lada moment), w którym to stajemy naprzeciw świata opanowanego przez roboty chcące zniszczyć ludzkość, a naszym głównym celem będzie, jak nietrudno się domyślić, zaprowadzenie ładu i porządku.
Podstawowa wersja mnie znudziła po krótszej chwili obcowania z nią. Chociaż podchodziłem do niej kilkukrotnie, to za każdym razem się srogo odbijałem. Ciężko mi jednoznacznie powiedzieć co mogło być tego powodem. Mechanika? Powtarzalność? Nuda? Wszak mamy tu do czynienia ze staroszkolnym shooterem, co nie każdemu może się spodobać. Nie ma tu za grosz realizmu. We wrogów plujemy całymi tonami ołowiu, w co bardziej gorących momentach korzystając ze staromodnego systemu poczciwych apteczek. Z wrogów też czasem coś wypadnie, albo ammo albo zdrowie. A że w śród przeciwników też za wielkiej różnorodności nie ma, no cóż…
Amunicji mamy tylko dwa typy bo i tylko dwie pukawki ze sobą nosimy. Energetyczną oraz bardziej klasyczną, na ołowiane pestki. Zarówno jedna jak i druga ma kilka trybów strzałów, które odblokowujemy wraz z postępami w grze za NANO pochowane tu i ówdzie, które także dostajemy czasem za eksterminację wrogów. Oprócz broni możemy upgrade’ować wyposażenie jak tarczę, regenerację zdrowia i inne pierdółki pozwalające dłużej przeżyć. Wiele do modyfikacji niby nie ma, raptem do odblokowania jest wszystkiego 45 modyfikatorów (po 15 na każdy moduł).
Rodzajów wrogów za wiele nie uświadczymy. Podstawowe mięso armatnie przypomina krzyżówkę sokowirówki z maszynką do mielenia mięsa, jest szybkie, nadrabiające ilością i do tego skacze próbując nas pochlastać. Pozostałe roboty to duże paskudy przypominające żelazne goryle, poruszające się na rękach i za wszelką cenę próbujące nas staranować; są też krzyżówki manekina z pająkiem plujące w nas salwami z działek plazmowych. Tych spotkamy na swej drodze najwięcej. Są jeszcze i pomniejsze paskudy w postaci maszyn kamikadze – próbujących się do nas dotoczyć i wyeksplodować nam prosto w twarz. Po jakimś czasie wieje trochę monotonią, co może mieć wpływ na szybkie znudzenie się grą.
Ha, ale są tu jeszcze bossowie, stanowiący czasem niezgorsze wyzwanie, chociaż walka z nimi nie wybiega ponad utarte schematy. Starcia są zwykle podzielone na kilka faz, a po każdej z nich następuje checkpiont. Fajnie, bo nie jesteśmy zmuszeni do utłuczenia dziada za jednym podejściem, można go dziabać po kawałku. Dobry ficzer. Tak przynajmniej wygląda to w przypadku wersji Redux, jak było w podstawowej wersji gry – nie ma pojęcia, bo wcześniej moja irytacja osiągnęła poziom ragequitowania.
W zasadzie nie zaszły żadne wielkie zmiany w strukturze całej gry. W wersji Redux poprawiono nieco mechanikę, kilka elementów usprawniono, przez co gra się całkiem przyjemnie. Podniesiono chociażby dynamikę, zbalansowano poziom trudności, dodano nowy ruch pozwalający na szybki odskok pomagający nieco w walce. Niektórzy wrogowie dostali kilka animacji więcej. Wspomnianym gorylom można odstrzelić teraz jedną z rąk, przez co będą się czołgać w naszym kierunku zanim ich totalnie nie wyeksterminujemy. Gra została przeniesiona na najnowszą wersję silnika dzięki czemu zyskała trochę efektów wizualnych, a i płynność została poprawiona – praktycznie przez całą grę nie odczułem większych spadków animacji (wyjątkiem jest walka finałowa gdzie klatki posypały się jak domki z kart z okolic 120 do 40 fps). Nie można także zapomnieć o jednym z ważniejszych dodatków, nowej broni – cyber katany (na wzór tej z Shadow Warrior), której przez całą grę nie użyłem ani razu. Ot zbędny moim zdaniem ficzer, ale bajerancki trzeba przyznać.
O ile w pierwotną wersję jakoś tak zupełnie bez polotu mi się grało, o tyle wersję Redux skończyłem w rekordowo szybkim czasie, w ciągu zaledwie dwóch dni, bo dobrze się w to gra. Zabawy jednak starczyło raptem na jakieś 8h. Co nie jest rewelacyjnym wynikiem.
Jeśli w swojej kolekcji posiadamy już Hard Reset Extended Edition (na Steamie) to wersję Redux możemy zakupić za 3 Euro. Dobre podejście autorów, nie nastawione na wyrwanie ile się da kasy za odgrzewanego kotleta z jakim niewątpliwie mamy tu do czynienia. W innym przypadku dobrze będzie poczekać na jakieś promo, bo cena 19 Euro na Steamie, czy prawie 80 zeta na Gog.com nijak się nie ma do zawartości, jaką dostaniemy.