Wszyscy znamy bajkę o śpiącej królewnie. Piękne dziewczę, zacny książę, zła czarownica… Disney poszedł o krok dalej i tym razem pokazuje nam (prawie tą samą) historię z punktu widzenia czarownicy.
Niby film dla dzieci, niby Disney, niby bajka… A tak naprawdę wcale nie. Na seansie w kinie 95% widowni to byli dorośli ludzie, i powiem szczerze, że mnie ten fakt nie zdziwił ani trochę.
Siłą filmu jest to, że nie jest ani za dziecinny, ani za poważny; ani za kolorowy, ani zbyt mroczny. Po prostu dobrze wyważony i zrealizowany. Efekty specjalne nie nachalne, muzyka dopełnia całości. Tak samo humor – jest, ale nic na siłę. Nie ma pompatycznych przemów i silenia się na epickość, a mimo to opowieść robi wrażenie.
Aktorzy dobrze poradzili sobie z zadaniem. Szczególnie byłam ciekawa jak wypadnie Angelina Jolie w roli tytułowej czarownicy, bo o ile wiem, nigdy wcześniej nie grała w żadnym fantasy. Jak się okazało, było sporo lepiej niż przypuszczałam – aktorka bardzo fajnie wpasowała się w rolę. Pozostali również bez zastrzeżeń, chociaż najmniej do gustu przypadła mi Aurora, ale to może kwestia mojej wrodzonej niechęci do wiecznie uśmiechniętych, pucołowatych blondynek. Dziewczyna naprawdę niewiele wnosi do filmu, jest nijaka, podobnie jak pojawiający się pod koniec książę.
Film ogląda się dobrze. Lekkie, fajnie zrealizowane kino, w sam raz na letni wieczór.