Co może pójść nie tak w grze, która jest inspirowana takimi filmowymi hitami jak Terminator, Stargate, Dune, Matrix, czy Blade Runner, oraz grami jak Doom3, Mass Effect 2, Deus EX, czy Serious Sam? Carnage Offering udowadnia, że wszystko da się spieprzyć.
Po pierwszym uruchomieniu Carnage Offering kilka razy zatrzymywałem grę, żeby sprawdzić, czy to aby nie beta bądź wczesny dostęp. Skądże. To pełnowartościowy tytuł. W którym brakuje trochę dźwięków – przy wywoływaniu menu czy skakaniu. Voice acting jest jednym z najgorszych, jakie w życiu słyszałem i przywodzi na myśl bardziej coś, co było podłożone tylko na chwilę, w roli placeholdera, ale zostało z cholera wie jakiego powodu. Najgorzej brzmią odzywki protagonisty, na które nawet nie nałożono żadnych filtrów, czy efektów, przez co brzmią strasznie nijako i płasko. Zero w tym emocji jak i zaangażowania.
Grę zaczynamy w hubie – startowej lokacji w której przygotowujemy się do czyszczenia świata z demonów. Mamy tu zbrojownię, w której się zaopatrujemy w broń, amunicję itp, terminal, za pomocą którego przyjmujemy misje, a także dziwne pomieszczenie treningowe, które nie pełni żadnej roli – poza tym, że na ścianach rozpisano całą klawiszologię. Pomysł fajny, niebanalny, szkoda, że go nie rozwinięto.
Z tym przyjmowaniem misji to nie wiem czy się nie rozpędziłem i nie nazwałem tego zbyt górnolotnie. Mamy oto jakiś pulpit z monitorkami – każdy z nich to jak się później okazało osobna misja – arena, na której lądujemy chwilę po tym jak wysłuchamy pierdzielenia jakiegoś typa co nas niby wdraża w temat i wyjaśnia, z czym tam przyjdzie się zmierzyć. No i tu się zaczyna prawdziwy dramat. Areny nie dość, że są małe, to ich wykonanie jest biedne i nijakie. Totalnie nic rewelacyjnego. Na szczęście walka na nich zwykle nie trwa długo. Ot wykańczamy kilka fal wrogów. Czasem coś tam jeszcze klikniemy, żeby pobrać jakieś super arcy ważne dane czy coś. Z poległych przeciwników zabitych generycznym uzbrojeniem zbieramy loot w postaci hajsu, apteczek, amunicji i wracamy do teleportu, który nas tu przygnał. Ot, tyle.
Ten cały powtarzalny do znudzenia schemat rozgrywki niezmiernie przypomina mi pewien film, w którym Tom Cruise został zamknięty w pętli czasu i skazany na ciągłe przeżywanie tego samego -> wybierz misje -> wybij wszystko co się rusza -> wróć do huba -> kup uzbrojenie -> powtórz. Nuda i powtarzalność bijąca z ekranu sprawia, że chce się tę grę jak najszybciej wyłączyć i więcej do niej nie wracać.
Carnage Offering kupiłem sobie do testów sam, ale poszedł wniosek o zwrot. Mój pierwszy i jak się miało okazać całkiem niedługo po nim – nie ostatni. Ale to już inna historia.
PS. Chyba jestem w mniejszości, bo gra ma w większości pozytywne opinie na Steam. No cóż, to nie pierwszy taki przypadek, że się na czymś nie znam.