Skończyłem właśnie oglądać W Głębi Lasu – nowy, polski serial kryminalny dostępny na platformie Netflix. Gdyby nie momentami słabo nagłośnione dialogi – niektóre sceny na otwartej przestrzeni to dramat – to byłoby wyśmienicie. Niezła niespodzianka, chociaż tak naprawdę to nie spodziewałem się niczego. W sensie… niczego nie oczekiwałem, to się nie zawiodłem.
Serial to bardzo dobra, kryminalna historia o tym, jak pewnego dnia prokurator Paweł Kopiński zostaje poproszony przez dochodzeniówkę o pomoc w identyfikacji zwłok. Znalezione ciało prowadzi do nierozwiązanej historii z pewnego obozu młodzieżowego, na którym zaginęła czwórka nastolatków, w tym siostra prokuratora.
Akcja serialu toczy się na dwóch płaszczyznach czasowych – w czasach współczesnych oraz w roku 1994, do którego wracają w retrospekcjach bohaterowie.
W Głębi Lasu ma dość powolne tempo – co dla mnie jest zaletą, jest nieco mroczny i ma kapitalną ścieżkę dźwiękową. Szczególnie w scenach dziejących się w latach ’90 na obozie – z głośników lecą Hey, Maanam, Wilki – klasyka polskiego rocka.
Nowa polska pozycja od Netflixa niestety nie ustrzegła się niedociągnięć. Niektóre z wątków nie zostały wyjaśnione, przez co można odnieść wrażenie, że są bezsensowne, a fabuła dziurawa. Ba! Niektóre wątki nie wnoszą zupełnie nic do fabuły. Troszkę szkoda, ale nie zmienia to faktu, że na ten moment jest to najlepsza polska produkcja zrobiona dla Netflix.
W mojej opinii 7/10