Wstawał kolejny, słoneczny dzień. Niebo było bezchmurne, ptaszki śpiewały…
Do pokoju Marcina z impetem wpadła jego matka – kobieta niezbyt wysoka i szczupła, ale za to niezwykle energiczna.
– Marcin! Wstawaj! – krzyczała już od progu. – Bo znowu się na coś spóźnisz!
– Mmmm…
– Jaką masz pierwszą lekcję? – spojrzała na plan syna wiszący nad biurkiem. – Klasyka! Na klasykę nie możesz się spóźnić!
– Mmm… już…
– Znowu czytałeś do późna? – Wzięła do ręki książkę leżącą na szafce nieopodal łóżka i zerknęła na okładkę. – „Biologia dla ambitnych”? Tylko głupoty ci w głowie… Ty masz za rok egzamin, wziąłbyś się do roboty!
– Tak, mamo… już wstaję, mamo…
Trzasnęły drzwi gdy kobieta wyszła z pokoju. Marcin zwlókł się z łóżka i spojrzał w lustro. Jego bujna, kasztanowa czupryna była dzisiaj w wyjątkowym nieładzie. Zaczął przygotowywać się do szkoły. Nie ma to jak miły początek dnia. A do tego dzisiaj jest poniedziałek…
W drodze do szkoły chłopak myślał, po raz kolejny już zresztą, o niesprawiedliwości tego świata. Na przykład: dlaczego musi chodzić do szkoły? Szkoła jest nudna. Ciągle to samo – zamęczają ich jakimiś grami, zamiast nauczyć czegoś pożytecznego lub chociaż ciekawego. I tak człowiek siedzi i się męczy kilka lat, zamiast robić to, co naprawdę lubi. Marcin lubił biologię. Ludzie nawet nie mają pojęcia, ile jest niesamowitych rzeczy na tym świecie… Tyle różnorodnych form życia, mniejszych nawet od jednego piksela! Ale ostatnio nie miał na to czasu. Zbliżał się koniec roku, w szkole same zaliczenia, trzeba się przygotowywać… Do tego właśnie kończy drugą klasę liceum, co oznacza, że za rok czeka go Egzamin. Aż mu się słabo zrobiło na samą myśl o tych wszystkich godzinach, które będzie musiał spędzić przy komputerze… A mógłby się w tym czasie pouczyć biologii…
Stanął przed szarymi murami szkoły i popatrzył na nią ze znużeniem. Kolejny dzień, znowu to samo. Wolnym krokiem skierował się do szatni. Ledwo zdążył zdjąć buty, zadzwonił dzwonek. Szybko wbiegł po schodach na drugie piętro i dołączył do swojej klasy, która właśnie wchodziła do sali na zajęcia z klasyki gier. Był to jeden z ich najmniej lubianych przedmiotów. Wszystkie gry, które przerabiali, były śmiesznie kwadratowe, a wszelkie odgłosy sztuczne. Choć owszem, niektóre gry miały w sobie „to coś”…
– Hmmm… Skończyliśmy ostatnio pierwszą część „Tomb Raidera”, tak? – stary profesor przeglądał tematy w dzienniku. – Dobrze. Dzisiaj powrócimy do naszej przygody z Bezimiennym. Proszę włączyć komputery.
Klasa odetchnęła z ulgą. Spodziewali się jakiegoś kompletnego starocia. A „Planscape Torment” nie jest taki znowu zły.
Wszyscy poderwali się z miejsc, gdy zabrzmiał upragniony dzwonek na przerwę.
– Jeszcze nie wychodzimy! Wszyscy zapisali grę? Już? Dobrze, do widzenia.
Grupa odburknęła „do widzenia” i wyszła.
– O, cześć, Marcin! – powitał chłopaka kolega z drugiej klasy.
– Cześć, Łukasz…
– Co ty taki zmarnowany z samego rana?
– Klasykę miałem…
– Acha, rozumiem. Co mieliście ostatnio na symulatorach?
– A bo ja pamiętam? Microsoft Flight Symulator chyba, a co?
– No to szczęściarze z was. Nam dowalił podstawy Simów…
– Ciesz się, że tylko podstawy. Dziewczyny mają Simy na rozszerzonym.
– Tak, ale za to podstawy z innych symulatorów. Poza tym one to lubią.
– Słyszałeś, podobno szkoła już zamówiła całą partię „Gothic 3”!
– Coś słyszałem. Ale to i tak za pół roku dopiero wychodzi, jeżeli oczywiście nie będzie opóźnień…
– Wiesz, jaki jest dyrektor. Woli zamówić wcześniej. Żeby potem nie było, że zabrakło czy coś.
– Ciekawe tylko, gdzie to pójdzie… W sali do FPP pewnie, w innych nie ma szans.
– I tak będą musieli niedługo wymienić cały sprzęt. Już teraz te kompy nie zawsze wyrabiają.
– Podobno na początku przyszłego roku mają część wymienić.
– Naprawdę? No to nieźle. Dobra, słuchaj, ja lecę, strategie mam teraz i nie chcę się spóźnić. Do zobaczenia później.
– Na razie.
Marcin skierował się w stronę schodów prowadzących na wyższe piętro. Po drodze minął grupę dziewczyn z równoległej klasy.
– Co ona sobie myśli? Zbudowanie TAKIEJ rodziny w tak krótkim czasie jest niemożliwe!
– W jedynce może by i się dało, ale nie w dwójce…
– Właśnie! Dwójka jest dużo bardziej złożona, nie można się skupić wyłącznie na podstawowych potrzebach.
Ech, chyba miały zajęcia z Simów, pomyślał Marcin. Nikt nigdy nie twierdził, że poziom rozszerzony z Simów jest łatwy.
Korytarz na trzecim piętrze był uważany za najładniejszy w całej szkole. Był przestronny i jasny, z dużymi oknami. Na ścianach wisiały starannie oprawione w ramki obrazki. Właściwie to nie były obrazki, ale po prostu screeny z gier – tu jakiś widoczek, tam jakiś potwór, a tu heros z mieczem większym od siebie. Z prawej strony korytarza znajdowały się trzy pary drzwi – jedne prowadzące do pracowni strategii, pozostałe do dwóch specjalnych sal egzaminacyjnych.
Dzwonek. Kolejna lekcja. Tym razem jedna z fajniejszych, a to za sprawą bardzo miłej pani profesor, która ciekawie tłumaczyła nowe taktyki i nie wymagała zbyt wiele. Jedyną rzeczą, która wszystkich trochę denerwowała, był fakt, że mówiła do nich „dzieciaczki”.
– No dobrze, dzieciaczki. Dzisiaj dokończymy kampanię UCS w „Earth 2150”, a na następne zajęcia powinniśmy już mieć „Earth 2160”. Jak ktoś na lekcji nie skończy, to będzie musiał dokończyć w domu, tylko wtedy nie będę mogła pomóc w razie problemów. Tak więc do roboty, moje dzieciaczki! Dużo pracy dzisiaj przed nami! Jeszcze w tym roku chcę zacząć przerabiać „Rome: Total War”, żebyście w przyszłym mieli mniej materiału. Ile osób zamierza zdawać ze strategii?
Trzy osoby podniosły ręce. Trzy osoby z piętnastoosobowej klasy to nie jest dużo, ale i przedmiot nie jest łatwy – wymaga dużo wysiłku umysłowego i umiejętności planowania. Dlatego też zgłosiło się trzech największych kujonów klasowych. Reszta będzie zdawać z „erpegów” i FPP, jedna osoba chyba wybiera klasykę. Dość rzadko zdarzają się ludzie wybierający na Egzamin przygodówki czy symulatory. Ale na razie nie ma się co martwić, to dopiero za rok…
Prawie nikt nie zdołał dokończyć kampanii, więc stało się to naszą pracą domową. Rzadko zadawane są prace domowe, zazwyczaj są to rzeczy w stylu „zapoznajcie się z instrukcją, bo zaczynamy nową grę…”. Czasami dostajemy do domu jakiś w miarę prosty etap czy misję do przejścia; wszystkie trudniejsze przerabiamy w szkole.
Przerwa obiadowa. Większość uczniów udała się na obiad. Stołówka była bardzo typową, szkolną stołówką, ze stolikami pokrytymi ceratą. Dyrektor kiedyś uznał, że powinna tam panować miła i uspokajająca atmosfera, by uczniowie mogli się odprężyć po zajęciach, zamontowano więc kilka głośników, z których sączyła się cicha, spokojna muzyka z gier.
Po około dwudziestu minutach rozległ się dzwonek. Co ja teraz mam? – zastanawiał się Marcin. – Ach, FPP.
FPP wcale nie było tak łatwym przedmiotem, jak się niektórym wydawało. Przerabiało się tu różnego rodzaju gry – od „Serious Sama” i „Quake”, przez „Alien vs Predator” i „Thief”, do „Battlefielda” i „Medal of Honor”. Nie wystarczyło tylko iść i strzelać; trzeba było maksymalnie unikać ran, znajdować ukryte bonusy, a jak już się strzelało, to tak, żeby był to „headshot”. Zajęcia prowadziła młoda, całkiem atrakcyjna pani profesor. Jak zwykle zaczęła od sprawdzenia listy obecności, potem przeszła do tematu lekcji. Ale jeszcze przedtem…
– O ile dobrze pamiętam, mieliście pracę domową. Przejść dziesiąty etap „No One Lives Forever 2”, prawda? – klasa mruknęła coś w stylu „tak”. – Marcin i Zenon, dlaczego graliście w to razem po sieci? Mówiłam, że praca ma być samodzielna! Bez ściągania!
Chłopcy spojrzeli po sobie. Cholera, jak ona się o tym dowiedziała?! – zastanawiali się. Ale pani profesor już taka była. Wiedziała dużo więcej, niż wszyscy sądzili, że wie. Wiedziała, kto nie odrobił pracy domowej albo jakie historie o nauczycielach krążą po szkole. A do tego była bardzo konsekwentna. I to właśnie tej jej konsekwentności uczniowie obawiali się najbardziej.
– Za karę dostaniecie dodatkową pracę. Zgłoście się po lekcji, to wam powiem, co macie zrobić. Teraz szkoda mi na to czasu. Włączamy komputery!
Na lekcji przerabialiśmy jedną z misji „Battlefielda” – lądowanie na plaży Omaha. Klasa została podzielona na dwie grupy – jedna usiłowała zdobyć flagę, druga jej broniła. Po jednej rundzie następowała zmiana – ci, którzy bronili, byli teraz atakującymi, a poprzedni atakujący – broniącymi. I tak zleciała kolejna godzina lekcyjna (trwająca tu aż godzinę i 45 minut). Po tym czasie zgłosiliśmy się z Zenkiem po naszą karną pracę. Pani profesor kazała nam przygotować się z trzech pierwszych misji „AvP2” marinesem. Na jutro. A to oznaczało, że trzeba będzie w to pograć jeszcze dzisiaj wieczorem… i w nocy. Nie, tylko nie w nocy!!!
Ostatnia lekcja. Chyba najgorsza – przygodówki. Naszym nauczycielem był otyły, łysiejący pan w okrągłych okularach. Klasa niezbyt przykładała się do tego przedmiotu – byle tylko zaliczyć. Nikt nie miał zamiaru brać przygodówek na Egzaminie. Co wcale nie przeszkadzało panu psorowi wygłaszać przemów na każdej lekcji, że się nie uczymy, że my tylko do solucji potrafimy zaglądać, zamiast samemu pomyśleć, że jak tak dalej pójdzie, to nie zdamy, a nawet jak zdamy, to nie dostaniemy się na studia itp. itd. Potem kazał nam włączyć kompy i odpalić „Monkey Island”.
Po powrocie do domu Marcin opadł ciężko na swoje łóżko. Był zmęczony. Spojrzał niechętnie na swój komputer. Musi na jutro przygotować coś z „erpegów” i odrobić karną pracę z FPP. Była już godzina piąta po południu, ale chłopak wiedział, że przed nim jeszcze długi dzień. Tak więc zaraz po obiedzie zabrał się do lekcji.
Zbliżała się już północ, kiedy jego matka zajrzała do pokoju. Była zadowolona z faktu, że się chłopak wziął do roboty, a nie czyta jakąś głupią biologię po nocach.
– Dużo jeszcze masz? – zapytała z troską w głosie.
– Nie… już niedługo kończę. – Chłopak intensywnie wpatrywał się w wykrywacz ruchu widniejący na ekranie monitora. Co chwilę słychać było ciche „bip”.
– Po co zapaliłeś wszystkie światła? Zgaś może to na górze…
– Nie! Mamo, nie ruszaj nic… Już zaraz kończę i idę spać… Jeszcze tylko kawałek… No, gdzie te wszystkie stwory?
Matka nic już nie mówiła. Cicho zamknęła za sobą drzwi. Po chwili usłyszała krzyk syna:
– NIE!!! Nie miałem sejwa…
Kobieta westchnęła i poszła spać.
Tekst powstał w roku 2005, w ramach współpracy z wortalem gamelog.pl
Jest to mój pierwszy tekst, który ujrzał światło dzienne, i z miejsca spodobał się chyba wszystkim, którzy go czytali. Nawet mojej mamie, która o grach nie ma większego pojęcia 🙂 Mi podoba się za każdym razem, gdy go czytam.