Na najnowsze wydawnictwo Kat & Roman Kostrzewski jakoś specjalnie nie wyczekiwałem. Szczególnie po rewelacjach dobiegających z obozu, zmianie gitarzysty oraz zakończeniu współpracy z Irkiem Lothem, współzałożycielem grupy. W dodatku dalej gdzieś w głowie pobrzmiewają mi echa Biało Czarnej — płyty niezupełnie udanej i trafionej. Popiór zanabyłem przy okazji koncertu Legend Metalu w warszawskiej Progresji, o którym nieco się rozpisałem na moim Insta. No kurde. Tanio nie było. Za płytkę liczą sobie ponad 60 zeta. Czy to dobrze wydane pieniądze? Sprawa dyskusyjna.
Wymiana na stanowisku gitarzysty na Jacka Hiro poskutkowała tym, że w końcu zespół dorobił się ciekawych kompozycji w porównaniu z poprzednim wydawnictwem. Płyta jest równa, niestety do tego stopnia, że żaden z utworów nie wybija się ponad przeciętność, by być „killerem”. Niby nie brakuje tu ciekawych riffów, ale mam wrażenie, że nieco zabrakło finezji i harmonii.
Niewątpliwie najzajebistszym ze wszystkich utworów jest „Dali Na Msze”, z najbardziej wyrąbistym riffem z całej płyty. Trochę szkoda, że reszta numerów nie jest równie ciekawa.
Nie mniej jednak jest to najlepsza i najdoskonalsza płyta z premierowym materiałem, która wyszła pod szyldem Kat & Roman Kostrzewski.
Jak dla mnie 7/10
Na koniec mała uwaga. Płyta zupełnie nie nadaje się do słuchania w aucie ani podczas wykonywania codziennych zajęć. Najlepiej, kiedy rzucimy wszystko i poświęcimy nieco ponad 40 minut na obcowanie z tą sztuką. Wtedy jej odbiór będzie zdecydowanie bardziej pełny.