Nie wiem, czy to przez to, że dalej jestem pod wrażeniem obejrzanego nie tak dawno filmu, czy raczej przez to, że jego motyw przewodni jest mi dobrze znany.
Obejrzany film to Niezgodna /Divergent/, który opowiada o bliżej nieokreślonej przyszłości, w której społeczność została podzielona na pięć frakcji. Każdy obywatel wraz z ukończeniem 16 roku życia musi się opowiedzieć za przynależnością do którejś z nich. Podczas testu osobowości okazuje się, że główna bohaterka, Tris, posiada cechy, przez które nie może zostać jednogłośnie sklasyfikowana.
Oglądając film miałem poczucie, że jestem podobnie jak jego bohaterka, nieskłonny do dostosowywania się „bo tak trzeba” – w imię ogólnie panujących zasad. Wolę chodzić własnymi drogami niż podążać ślepo za tłumem, modą, trendami i innymi dziwnymi rzeczami. Według mnie to sztuczne twory, które powstały tylko po to, by móc zniewolić nas, ograbić z tożsamości i zabić osobowość jednostki. To zupełnie tak jakby komuś zależało na tym, by wszyscy robili i zachowywali się tak samo, by nie było miejsca na indywidualności, myślące samodzielnie umysły, które same wiedzą co jest lepsze dla nich. Niemyślącą samodzielnie masą zdecydowanie łatwiej kierować.
Nigdy nie byłem pokorny. Przeszedłem przez organ naprostowujący ludzi, zwanym potocznie szkołą, gdzie skutecznie są tłumione wszelkie formy przejawów myślenia wywyższającego się ponad normę. Wszelkie niewygodne pytania zbywane milczeniem bądź uwagami o niewłaściwym zachowaniu. W skrajnych przypadkach wysyłanie do pedagoga. Częste wizyty rodziców w szkole. Załamywanie rąk nauczycieli, co z niego wyrośnie. Przecież takim postępowaniem nigdy nigdzie nie zajdzie, nic nie osiągnie. Jedyna przyszłość jaką mi przewidywano to praca operatora śmieciarki w MPO.
Alexandretta: Dla mnie szkoła to nic innego jak fabryka wkładająca ludziom do głów tą samą wiedzę od kilkudziesięciu lat, a przecież czasy mocno się zmieniły. 90% wiedzy szkolnej nie wykorzystuje się w codziennym życiu. Plan nauczania jest ułożony koszmarnie – za dużo nic nie wnoszącej wiedzy teoretycznej (język polski, historia), a za mało takiej, która faktycznie może się do czegoś przydać (geografia, matematyka praktyczna, biologia). Fizyka i chemia przeważnie są prowadzone źle i nudno, a to przecież bardzo ciekawe dziedziny, z dużym polem do popisu (eksperymenty). Jak teraz o tym myślę, to szkoła jest zwyczajnie zmarnowanym czasem. Zamiast rozbudzać w ludziach ciekawość świata i pozwalać im rozwijać swoje zainteresowania, pomagać wybrać ścieżkę życia, to szkoła wsadza uczniów na taśmę produkcyjną i przepycha ich do matury. A potem radź sobie sam.
Najcięższym okresem to były chyba dwa ostatnie lata podstawówki (7 i 8 klasa, jeszcze za starego systemu), kiedy to człowiek dojrzewał i zaczynał rozumieć reguły rządzące tą grą. Zaczynał także zdawać sobie sprawę, że tak naprawdę bierze udział w praniu mózgu. No i jeszcze próbowali wpoić pewne zasady, nie zawsze jednak słuszne. Pamiętam, że jedną z takich zasad było wyłączenie jednego korytarza od dostępu uczniów. Był jednak ta tyle kluczowy, że pozwalał na szybkie wybycie ze szkoły do pobliskiego sklepiku /co zapewne było jednym z powodów jego wykluczenia/. Zawsze znalazł się jednak sposób by wykiwać pilnujących go dyżurnych czy nauczycieli – nie dotyczyło to ostatnich roczników, które to odpowiedzialne były za jego pilnowanie. Stało się więc to idealną okazją do wszelkich nadużyć. Wtedy człowiek poznał też iluzoryczny smak władzy.
A co z podstawowymi wartościami? Czułem powołanie w życiu swym na księdza albo też żołnierski włożyć but, lecz poznałem że i tamten ani ten, już nie mają mi czego bronić – przytaczając słowa Romana Kostrzewskiego.