Publicystyka

Dlaczego Days Gone jest zajebiste

Kiedy Synowie Anarchii spotykają The Last of Us - czyli krótkie podsumowanie tego co mi się najbardziej podobało

W Days Gone spędziłem ponad 70 godzin zanim ujrzałem napisy końcowe. Gdybym chciał wykonać wszystkie dodatkowe zadania, poznać wszystkie okruchy fabuły, wybić wszystkie hordy i zniszczyć wszystkie strefy lęgowe to zapewne spędziłbym przy tej grze zdecydowanie więcej czasu. To jest tego typu gra, w której spokojnie można wbić ponad setkę godzin i nie mieć dość. W każdym razie to chyba najlepszy moment, by spisać co mi się w grze najbardziej podobało, na tyle, że zdołała mnie do siebie przyciągnąć na tyle czasu.

Fabuła i główny protagonista

Wprowadzenie jest krótkie i treściwe, bez zbędnego pierdzielenia. Świat pogrążył się w chaosie, ale na samym początku nie do końca wiadomo co i jak właściwie się stało. Dopiero w trakcie gry, wraz z odkrywaniem kolejnych okruchów poznamy co doprowadziło do wydarzeń, które rozegrały się na dachu.

Fabułę Days Gone zaliczam do jednej z najlepszych, z jakimi zetknąłem się w grach – pomimo tego, że historyjka w sumie jest banalna – ale poprowadzona w kapitalny sposób – w myśl zasady, że nie ważna jest historia, ale istotne jest to jak zostanie ona przedstawiona. W kilku miejscach potrafi zaskoczyć niespodziewanym zwrotem akcji, wycisnąć kilka łez, a także rzucić srogim żartem. Niektóre dialogi są grube, a chociaż humor w nich jest raczej prosty, to i tak można przy nich nie raz czy dwa srogo śmiechnąć – nie dość, że są rewelacyjnie napisane z jajem i na luzie to dodatkowo sprawiają wrażenie autentycznych.

Days Gone nie próbuje wcisnąć nam w gardło historii o ratowaniu świata. Nie uświadczymy tu górnolotnych przemów ani epickiego poszukiwania lekarstwa na wirusa. To gra o przetrwaniu w tych niecodziennych warunkach i poszukiwaniu swojego miejsca w tym nieprzyjaznym świecie.

źródło: https://www.bendstudio.com/blog/days-gone-pc-screenshots/

Głównym protagonistą (chociaż bardziej by tu pasowało nazwać typa antagonistą) jest Deacon St. John. Antybohater, twardziel jakich mało. Były członek gangu motocyklowego. Jeden z nielicznych, którzy ocaleli z pandemii. Odnalazł się w syfie, gdzie żyje z dnia na dzień jako najemnik najmowany przez obozy – enkalwy pozostałych przy życiu ludzi – wykonując najróżniejsze zlecenia.

Voiceacting i dubbing

Z reguły nie gram po polsku, bo rodzimy dubbing po prostu zwykle ssie po całości. W tym przypadku było inaczej. Grę skończyłem bez konieczności przełączania się na oryginalną ścieżkę dźwiękową. Polska wersja jest rewelacyjna, chyba nawet bardziej „soczysta” niż oryginalna. Gra jest kierowana do dojrzałego odbiorcy więc czasem rzuci jakąś „kurwą”, która co ciekawe nie wypada tutaj sztywno, czy wrzucona na siłę. Dialogi są sprawnie napisane i wulgaryzmy wypadają w nich tam, gdzie właśnie powinny się znajdować dla podkreślenia kontekstu. Aktorzy do ról też zostali bardzo dobrze dobrani. Raz czy dwa razy pojawił się może zgrzyt ale dotyczył on ról drugo czy trzecio planowych – nigdy pierwszoplanowych.

Otwarty świat

Wszędzie dookoła syf. Ciemno, zimno i chujowo. Albo świrusy, albo pada, a czasem jedno i drugie. Można by pomyśleć, że akcja gry dzieje się w Polsce ostatnich lat.

Niestety Days Gone nie wykorzystuje do końca potencjału otwartego świata. Trochę w nim pustawo, ale nie brakuje w nim naprawdę zjawiskowych miejscówek. Czasem podczas wędrówki natrafimy na miejsce, w którym coś się zadziało, są jakieś ślady, które niczym w Wiedźminie 3 będziemy tropić. Zwykle na końcu znajdziemy trupa i trochę śmieci czy amunicji przy nim, no i może czasem jakąś notatkę z miejscówką ukrytego skarbu.

Podczas podróży po świecie natkniemy się na potrzebujących pomocy ludków zaatakowanych przez świrusów, patrole łupieżców, zasadzki, wieczystych (tutejsza rąbnięta sekta) i na świrusów, których zawsze jest pełno. Te randomowe wydarzenia wnoszą nieco elementu zaskoczenia podczas podróży. No, chyba że postanowimy skorzystać z szybkiej podróży, ale wtedy sporo z wydarzeń nas omija – a trochę nie o to tu chodzi. Btw, nie użyłem szybkiej podróży ni razu. Nie miałem ani potrzeby, ani nie miałem zamiaru pozbawiać się przyjemności podróżowania na motocyklu.

Motocykl

Po syfie jeździmy motorem, o który należy dbać. Trzeba go tankować i naprawiać, bo maszyna ma tendencję do uszkadzania się przy spotkaniach trzeciego stopnia z przeszkodami czy świrusami. Podczas planowania drogi warto tak ją sobie rozplanować żeby przejechać nieopodal jakiejś opuszczonej osady, posterunku wojskowego, gdzie znajdziemy kanistry z benzyną, bądź w pobliżu stacji benzynowej, w której zatankujemy nasze dwa kółka. Koniec wachy w baku oznacza bowiem konieczność dalszej podróży na dwóch nogach. Wtedy wyjścia są dwa. Podróż do najbliższej osady i ściągnięcie do niej naszego motoru – za opłatą, albo wyprawa pieszo w poszukiwaniu baniaka z benzyną. Zarówno to pierwsze jak i drugie rozwiązanie jest nieco ryzykowne bo wszędzie się pałętają świrusy, a jak jeszcze trafimy na hordę (jeszcze więcej świrusów w jednym miejscu), albo zainfekowanego niedźwiedzia to już w ogóle może być ciekawie.

Warto również pamiętać o tym by mieć pod ręką zapas złomu w razie jakbyśmy nasz motor uszkodzili, albo ktoś nam go uszkodził. Nie ma bowiem nic bardziej upierdliwego niż zostanie bez środka lokomocji gdzieś pośrodku niczego, w otoczeniu świrusów. Ni to mądre, ni to bezpieczne.

Czego mi brakuje najbardziej? Chyba przywalenia świrusowi z bejsbola jadąc na motorze. Można co najwyżej do nich postrzelać, korzystając z autoaima. Ale średnio to satysfakcjonujące.

Zmienne i dynamiczne warunki pogodowe

Pogoda zmienną jest. Days Gone nadaje sens tej ludowej prawdzie, bo chyba w żadnej innej grze nie widziałem tak dynamicznie zmieniającej się pogody. Czasem podczas podróży zaskoczy nas mgła, czasem deszcz, a innym razem śnieżyca z sypiącym w twarz śniegiem. W myśl porzekadła, że biednemu to zawsze wiatr, albo śnieg w oczy i ch… w d… Chociaż z tym ostatnim to niekoniecznie.

Hordy

Jeden z najlepszych elementów gry. Wierzcie mi, nie chcecie na nią trafić nie będąc przygotowanym – szczególnie na początku gry kiedy nasze spotkanie może skończyć się tylko w jeden sposób – szybkim acz bolesnym zgonem. Horda czasem schodzi z jaskiń górskich do pobliskiej rzeki, by się napić wody. Jeśli akurat na nią trafimy podczas podróży – może być problem. Z hordą oczywiście przyjdzie nam walczyć i to nie raz czy dwa. Jednakże wcześniej będziemy mogli do tych walk się odpowiednio przygotować.

źródło: https://i.redd.it/ucemxne8lrp31.jpg

Prawie bez muzyki

W grze muzyka towarzyszy nam głównie przy walkach albo kluczowych momentach dla fabuły. Przez większość czasu towarzyszyć nam będzie wycie wiatru, buczenie motoru, dudnienie kół i inne dźwięki otoczenia. Początkowo uznałem to za wadę, no bo jak to tak? Gdzie jest muzyka? Jednakże im dłużej grałem, tym bardziej się do tego rozwiązania przyzwyczajałem. Wyśmienity zabieg stylistyczny dzięki któremu w momencie jak pojawia się muzyka podświadomie już wiemy, że oto nadchodzi kluczowy moment w grze.

Można strzelać do dzieci

A nawet zabijać. Co prawda dzieciaki są zarażone i zwą się tu traszkami, ale można się z nimi rozprawiać na różne sposoby.

Mówimy na nie Traszki. Nie podchodzą. Nie atakują. Wiecznie gapią się tylko na nas z daleka, siedząc na tych swoich dachach. Jak jakieś małpy. Tyle tylko, że małpa nie rzuci się na ciebie z pazurami, gdy odwrócisz się tyłem. Te plugastwa czekają na każdy moment słabości. Pomyśleć, że kiedyś były dziećmi… Pomyśleć, że kiedyś było nam ich żal.

Niesamowity design i szczegółowość

Ten akapit zasługuje na oddzielny wpis. Tu jest tyle ciekawie rozwiązanych elementów, na których opisanie potrzeba sporo miejsca. Wybrałem więc 8 najlepszych, na które trafiłem podczas gry i opisałem je w osobnym wpisie, który pojawi się na blogu w najbliższy piątek.

Podsumowując – czyli dlaczego musisz zagrać w Days Gone

Days Gone bez wątpienia jest wart uwagi. To jedna z najbardziej dojrzałych gier w jakie grałem, która nie traktuje gracza jak debila. Wątek fabularny angażuje gracza, jest emocjonujący i wciągający z kilkoma fajnymi nieprzewidywalnymi zwrotami akcji. Kiedy ci się wydaje, że wiesz jak dalej potoczą się losy Deacona dostajesz soczystą lepą na ryj od gry, a fabuła robi zwrot w zupełnie innym kierunku. Tak mniej więcej to wygląda w pierwszej połowie gry, bo w drugiej robi się już zdecydowanie bardziej przewidywalnie. Niestety nie ma rzeczy idealnych i Days Gone również cierpi na kilka bolączek, ale gameplay, atmosfera, wylewający się z ekranu klimat post-apo wszystkie te bolączki z nawiązką wynagradza.

Kr4wi3c

Niepoprawny marzyciel, słuchający na codzień dziwnie nie wpadającej w ucho muzyki z gatunku tych ostrzejszych, grający z reguły we wszelkiego rodzaju FPS'y podszyte lekko warstwą cRPG ale nie pogardzający też cRPG pełną gębą oraz raz na jakiś czas jakąś przygodówką z rodzaju tych starszych.

Related Articles

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button