Tak się jakoś złożyło, że nie grałam w żadnego Portala. Jednak po pewnym odkryciu* postanowiłam to niedopatrzenie niezwłocznie nadrobić.
Portal
Przygoda jest krótka, ale w zasadzie gwarantuje, że szybko o niej nie zapomnimy. Chodzimy po kolejnych pokojach centrum testowego i rozwiązujemy zagadki, wysłuchując niekoniecznie pochlebnych i często kąśliwych uwag sztucznej inteligencji, zwanej GLaDOS. Wszystko po to, by dostać obiecane nam ciasto. Brzmi to może niepozornie, ale wyszło świetnie.

Portal 2
Sequel robi dokładnie to co powinien – oferuje po prostu więcej tego samego, rozbudowując mechaniki i pierwotne koncepcje. Tym razem oprócz GLaDOS mamy też drugiego robociego kompana, gadatliwego Wheatleya. Z tą dwójką nie sposób się nudzić, o nie. Byłaby to gra idealna, gdyby nie irytujący segment w środku, kiedy opuszczamy miłe i w pełni bezpieczne pomieszczenia testowe i zostajemy wyrzuceni na zewnątrz kompleksu badawczego. Błąkamy się po ponurych ruinach, wypatrując strzępków bieli, w które można strzelić portalem. Ani to ładne, ani ciekawe. Sytuację ratuje historia, którą poznajemy w trakcie, przybliżająca nam dzieje Aperture Labs.

Bridge Constructor Portal
Z rozpędu wzięłam się też za budowanie mostów między portalami. Takie połączenie gier może brzmi dziwnie, ale się nawet sprawdza. No i otrzymujemy kolejną porcję tyle bezcennych, co kąśliwych komentarzy GLaDOS. Fajna rzecz na krótką popołudniową sesyjkę do herbaty.

I co?
Teraz już w pełni rozumiem fenomen tej marki. GLaDOS na stałe zagościła na mojej liście najulubieńszych antagonistów, a same gry zostały dołączone do zaszczytnej kategorii „Ulubione” na Steam.
*W jednym ze swoich materiałów GMTK omawia właśnie Portala i słychać tam głos GLaDOS – który ja znam z misji dla Delamaina z Cyberpunka 2077. A jako że na punkcie tej ostatniej gry mam lekkiego świra, to koniecznie chciałam zapoznać się z materiałem źródłowym…