Recenzje

Ruiner – recenzja

Ostatnio nam obrodziło rodzimych tytułów w klimatach cyberpunk. Nie tak dawno jeszcze hackowalismy ludzkie umysły w Observer, a tymczasem pojawił się Ruiner. Izometryczny twinstick shooter, będący debiutanckim projektem studia Reikon Games, na pierwszy rzut oka przypominający wariację na temat Hotline Miami.

Ruiner stawia na dynamiczną rozgrywkę, pozbawioną fabularnych dłużyzn i psychologicznych rozkmin. Ot, nasz brat zostaje porwany i naszym zadaniem jest go uwolnić ze szponów korporacji. Przez większość czasu wędrówki miałem wrażenie, że jestem tylko zabawką w czyichś rękach, czy nawet bardziej – psem na posyłki. Tak jakby ktoś sterował moim losem. Zupełnie jakbym był nic nie znaczącym trybikiem w wielkiej machinie, która mnie przemieli i wypluje.

W swojej podróży nie byłem sam. Przez całą grę towarzyszyła mi ONA, hakerka, która uratowała mi tyłek i od tej pory pomaga ocalić brata z rąk korposzczurów.

Najmocniejszą stroną jest design …

Otoczenie po którym przyjdzie nam się poruszać jest mocno industrialne. W większości  są to jakieś magazyny, parkingi czy fabryki. Wszędzie kręcą się roboty przemysłowe, z którymi możemy spróbować zamienić słowo bądź dwa ale nie są jakoś specjalnie rozmowne. Podczas wędrówki natkniemy się na całkiem niezły przekrój wrogów, nieźle przemyślanych i fajnie zaprojektowanych. Design gry w pierwszej chwili bardzo mi się skojarzył z komiksami Adlera i Piątkowskiego publikowanymi niegdyś w ś.p. Resecie.

… zaraz po muzyce

Gra jest bardzo ładnie udźwiękowiona. Posiada klimatyczną ścieżkę dźwiękową, mocno inspirowaną, podobnie jak i cały świat, motywami wschodnimi, która niestety kompletnie nie sprawdza się przy słuchaniu poza grą. Za to w grze sprawdza się znakomicie.

Ruiner walką stoi

Walka nieco przypomina to z czym mieliśmy do czynienia w Hotline Maiami. Z tym, że jest bardziej chaotyczna i zdecydowanie mniej taktyczna. Tu wszystko rozgrywa się tak szybko, że czasami nie nadążamy za akcją rozgrywającą się na ekranie. Podejrzewam, że na wyższych poziomach trudności gra może być niezłym mousekillerem 🙂

W danym momencie możemy korzystać tylko z dwóch broni jednocześnie. Białej, na krótki zasięg, oraz palnej – dystansowej. Do dyspozycji mamy różnego rodzaju strzelby, karabiny, miotacze ognia czy broń laserową. Każda nadaje się dobrze do eliminowania różnego rodzaju wrogów. Warto eksperymentować i sprawdzać co będzie najlepsze w walce z danym przeciwnikiem.

Podobnie jak w Hotline Miami tak i tutaj robimy kombosy, których ilość i jakość wpływa na punktację, którą otrzymujemy po ukończeniu każdego z etapów. Im bardziej krwawą jatkę zrobiliśmy, tym lepsza ocena i wyższa ilość uzyskanych punktów. Po tym jak autorzy zaimplementowali w którymś z kolejnych patchy ranking możemy sprawdzić jak wypadliśmy na tle innych. Hardkorowców może to skłonić do śrubowania rekordów w trybie Sprint, który polega na jak najszybszym ukończeniu gry.

Rozgrywka w Ruinerze sprowadza się do eliminowania wrogów na zamkniętych arenach, podobnie jak w ostatnim Doomie. Wchodzimy do pomieszczenia, rozprawiamy się z kilkoma falami wrogów i ruszamy dalej, gdzie cały schemat się powtarza. Wprowadza to powtarzalność rozgrywki, przez co gra może zacząć nas nudzić przy dłuższych posiedzeniach. Na zabawę z doskoku po godzince, dwie, no góra trzy sprawdzi się za to znakomicie.

Podczas zabawy w starciach z wrogiem pomogą nam odblokowywane zdolności. Na samym początku dostajemy zryw, który pozwala nam szybko zmieniać pozycję by unikać trafień czy służyć jako doskok/odskok. Drugą ważną zdolnością jest tarcza energetyczna, która posiada możliwość odbijania strzałów z broni palnej. Oprócz tego jest jeszcze kilka innych jak Bariera Kinetyczna, Włamanie – pozwalające na hackowanie umysłów wrogów i przejmowanie nad nimi kontroli czy Przeciążenie pozwalające na krótki czas wzmocnić zadawane obrażenia. Zdolności możemy rozwijać za znajdowane co jakiś czas skill pointy.

Największe wady Ruinera? Jest krótka i liniowa. W grze znajduje się miasto, będące swego rodzaju hubem, szkoda tylko że jedynie ładnie wygląda i niewiele poza tym wnosi. Jest w nim możliwych do wykonania kilka aktywności, ale przydałoby się nieco więcej misji pobocznych które moglibyśmy w nim dostać i nieco bardziej ambitnych niż hackowanie kotów. Poziom trudności jest czasem przesadzony, a wyzwania podczas walk są nierówne. Czasem jest trudniej, czasem łatwiej. Brakuje proporcjonalnego stopnia skomplikowania rozgrywki w stosunku do czynionego przez nas progresu. Szczególnie przegięta jest walka z ostatnim bossem, która nawet na najniższym poziomie trudności stanowi całkiem spore wyzwanie. Kilka następujących po sobie fal wrogów z bossem w dwóch cyklach sprawia, że będziemy mieli ochotę rzucać padem bądź myszą. Szczególnie, że pomiędzy nimi nie ma punktu zapisu. Jeden błąd i powtarzamy wszystko od początku.

Ruiner to bardzo udana, nieprzeciętna gra. Bardzo ładnie wyglądająca i niezgorzej udźwiękowiona. Jako jedna z nielicznych produkcji była grywalna na premierę i nie otrzymała one day patch, co się ceni w dzisiejszych czasach. Praktycznie pozbawiona większych bugów.

Jakiś czas po premierze autorzy dodali nowy tryb – Sprint. Zostały w nim wycięte wszystkie niepotrzebne dłużyzny i przerywniki, a cała zabawa sprowadzona do jak najszybszego ukończenia gry. Dzięki dostępnemu rankingowi możemy rywalizować o jak najszybsze skończenie tytułu z innymi graczami.

/Grę do testów kupiliśmy sobie sami :)/

Wspomniany w tekście komiks jest dostępny pod poniższym adresem

http://status7comics.blogspot.com/

Kr4wi3c

Niepoprawny marzyciel, słuchający na codzień dziwnie nie wpadającej w ucho muzyki z gatunku tych ostrzejszych, grający z reguły we wszelkiego rodzaju FPS'y podszyte lekko warstwą cRPG ale nie pogardzający też cRPG pełną gębą oraz raz na jakiś czas jakąś przygodówką z rodzaju tych starszych.

Related Articles

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button